Pamiętam jak dziś. To był maj, ale miast pachnącej Saskiej Kępy, ja i moi synowie mieliśmy okazję poznać zapach pustyni, na której, wraz z rodzeństwami: Ostrowskich i Gardnerów, krzyżowaliśmy niecne plany enigmatycznego Midasa. Wszystko skończyło się dobrze, klejnot Nefertiti, o który toczyła się rozgrywka, bezpiecznie trafił do muzeum, szwarccharakter rozpłynął się w powietrzu, a my zrobiliśmy sobie przerwę przed kolejnym tomem "Kronik Archeo". Jak się okazało nie tylko my odpoczywaliśmy, bo dzieciaki wraz z rodzicami, też. Ponownie spotkaliśmy się wszyscy na Krecie, gdzie słynni archeolodzy wraz ze swymi pociechami oddawali się błogiemu lenistwu. Do czasu ...
"Skarb Atlantów" to druga część cyklu, w którym wykreowane przez panią Agnieszkę łebskie małolaty przeżywają szereg przygód zwieńczonych odnalezieniem jakiegoś artefaktu. Tym razem pomocnikiem głównych bohaterów jest nie dziarska staruszka, a piękna, nastoletnia Greczynka (co implikuje oczywiście wątek romantyczny), która pomoże piątce poszukiwaczy rozwiązać tajemnicę starożytnej gemmy, przypadkiem znalezionej przez Bartka. W sumie nie ma co się dalej nad fabułą rozwodzić, bo schemat zastosowany przez autorkę jest podobny jak w tomie pierwszym, a podtytuł znakomicie informuje w jakiej scenografii rozegra się akcja i czego będzie dotyczyć.
Porozwodzić chciałbym się za to nad tym, co mnie, dorosłego czytelnika, w czytanej dzieciom książce irytowało. Bo plusy są niezaprzeczalne. Duża dawka wiedzy na temat kultury minojskiej, czy rozbudzenie żądzy przygód (niedzielna wizyta na pobliskim zamku odbywała się pod hasłem: "Co by było gdybyśmy ..., jak w Kronikach Archeo?") to tylko dwa z nich. A co z minusami?
Po pierwsze nie podobało mi się samo zawiązanie akcji. Dla młodego czytelnika jest, być może, dobrym, utwierdzanie go w przekonaniu, że Przygoda jest tuż obok nas, ale z drugiej strony piękny klejnot leżący obok drogi ... Sama zresztą przygoda, to właśnie takie pasmo zbiegów okoliczności w połączeniu z niesamowitym fartem, jakim cieszą się książkowi następcy doktora Jonesa, a który pozwala im (fart, nie Indiana) wywinąć się (oczywiście w ostatniej chwili) z rąk złoczyńców. Po drugie, zbytnia infantylizacja treści, która w szczytowej formie objawia się tym, że wykorzystana przez Midasa pani naukowiec w momencie, gdy dociera do niej prawda o zwierzchniku, kwili: "Co ja powiem mamusi?". Nie wiem, nie bywam w środowiskach akademickich, ale średnio mi to pasuje do kobiety z tytułem. Średnio mi też pasuje takie ciumcianie w treści, tylko dlatego, że odbiorca jest małoletni. Po trzecie ... No dobra, dość powiedzieć, że w kwestii oprawy graficznej nic się nie zmieniło.
To wszystko jednak furda i napisane w ramach próby uzmysłowienia ewentualnym rodzicom - lektorom, że to co nie podoba się im, niekoniecznie musi być minusem dla słuchacza. Bo prawda jest taka, że po przewróceniu ostatniej strony "Skarbu Atlantów" z miejsca zostałem zapytany o dostępność kolejnej części. Znakiem tego, ociec narzekają, a dziecko rwie się do czytania. Ale niech już sobie czyta samo, bo obawiam się, że lista moich smęceń przy każdym z tomów będzie taka sama.
PS. Książkę czytałem jako ebooka i nie wiem, jakość to digitalizacji czy specyfika mojego tabletu, ale rezultat był fatalny. Poprzecinane na pół zdania na końcu strony czy nie oblane tekstem ilustracje okropnie przeszkadzały w lekturze.
"Skarb Atlantów" to druga część cyklu, w którym wykreowane przez panią Agnieszkę łebskie małolaty przeżywają szereg przygód zwieńczonych odnalezieniem jakiegoś artefaktu. Tym razem pomocnikiem głównych bohaterów jest nie dziarska staruszka, a piękna, nastoletnia Greczynka (co implikuje oczywiście wątek romantyczny), która pomoże piątce poszukiwaczy rozwiązać tajemnicę starożytnej gemmy, przypadkiem znalezionej przez Bartka. W sumie nie ma co się dalej nad fabułą rozwodzić, bo schemat zastosowany przez autorkę jest podobny jak w tomie pierwszym, a podtytuł znakomicie informuje w jakiej scenografii rozegra się akcja i czego będzie dotyczyć.
Porozwodzić chciałbym się za to nad tym, co mnie, dorosłego czytelnika, w czytanej dzieciom książce irytowało. Bo plusy są niezaprzeczalne. Duża dawka wiedzy na temat kultury minojskiej, czy rozbudzenie żądzy przygód (niedzielna wizyta na pobliskim zamku odbywała się pod hasłem: "Co by było gdybyśmy ..., jak w Kronikach Archeo?") to tylko dwa z nich. A co z minusami?
Po pierwsze nie podobało mi się samo zawiązanie akcji. Dla młodego czytelnika jest, być może, dobrym, utwierdzanie go w przekonaniu, że Przygoda jest tuż obok nas, ale z drugiej strony piękny klejnot leżący obok drogi ... Sama zresztą przygoda, to właśnie takie pasmo zbiegów okoliczności w połączeniu z niesamowitym fartem, jakim cieszą się książkowi następcy doktora Jonesa, a który pozwala im (fart, nie Indiana) wywinąć się (oczywiście w ostatniej chwili) z rąk złoczyńców. Po drugie, zbytnia infantylizacja treści, która w szczytowej formie objawia się tym, że wykorzystana przez Midasa pani naukowiec w momencie, gdy dociera do niej prawda o zwierzchniku, kwili: "Co ja powiem mamusi?". Nie wiem, nie bywam w środowiskach akademickich, ale średnio mi to pasuje do kobiety z tytułem. Średnio mi też pasuje takie ciumcianie w treści, tylko dlatego, że odbiorca jest małoletni. Po trzecie ... No dobra, dość powiedzieć, że w kwestii oprawy graficznej nic się nie zmieniło.
To wszystko jednak furda i napisane w ramach próby uzmysłowienia ewentualnym rodzicom - lektorom, że to co nie podoba się im, niekoniecznie musi być minusem dla słuchacza. Bo prawda jest taka, że po przewróceniu ostatniej strony "Skarbu Atlantów" z miejsca zostałem zapytany o dostępność kolejnej części. Znakiem tego, ociec narzekają, a dziecko rwie się do czytania. Ale niech już sobie czyta samo, bo obawiam się, że lista moich smęceń przy każdym z tomów będzie taka sama.
PS. Książkę czytałem jako ebooka i nie wiem, jakość to digitalizacji czy specyfika mojego tabletu, ale rezultat był fatalny. Poprzecinane na pół zdania na końcu strony czy nie oblane tekstem ilustracje okropnie przeszkadzały w lekturze.
Któryś tom Kronik stoi u Starszej, wzgardzony zupełnie. Chyba jej podsunę, mówiąc perfidnie, że podobne do Kosika (sorry, Panie Rafale) :D
OdpowiedzUsuńBłąd. Nie wolno dziecku kłamać. No, przynajmniej jeżeli o książki chodzi :P A tu kłamstwo byłoby ewidentne.
UsuńWzdech:( Ta metoda naprawdę działa, bo problem jest z nakłonieniem do zaczęcia czytania, potem - jak dzieło fajne - to samo leci. No to sorry Pani Stalmaszyk.
UsuńA może Starszej nie przypadło do gustu bo ona jest dziewczynka?
UsuńMy z Piotrkiem czytaliśmy już wszystkie dostępne tomy i bardzo mu sie podobały. A w szkole to też tylko chłopcy po "Kroniki" sięgają, dziewczynki zdecydowanie wolą "Klub Tiary" (czy jakoś tak...) - cykl o szkole dla księżniczek...
No skądże:P Ona patrzy na okładkę, zerka wręcz, i wydaje wyrok:P Dlatego trzeba się ostro namęczyć, żeby zechciała chociaż zajrzeć do środka, bo wtedy bardzo często zaskakuje i potem jest zachwycona:)
UsuńŻadne księżniczki w grę nie wchodzą. Ani wróżki. Ani czarodzieje, Ani smoki. Nie, bo nie:P
Usuń@ZwL Ale dlaczego sorry. Zrób pogadankę o zaletach poszerzania horyzontów czytelniczych i wychodzenia poza utarte szlaki. Masz gadane, wierzę w Ciebie. Swoją drogą ciekaw jestem Jej zdania na temat tego jak Kroniki wypadają w zestawieniu z Felixami :)
Usuń@anek7 Wiesz, że coś w tym może i jest. Trzej pytający mnie o Kroniki czytelnicy, to byli faceci :)
Staaaryy, ile ja takich pogadanek wygłosiłem? I co? I psu na budę, tyle że se ojciec pogadał. Nie, bo nie, gust własny, cud, że się dała w tego Kosika wkręcić:) Ale podsunę myśl o dokonaniu porównań, może chwyci przynętę:)
UsuńW ojca się wdała :P Ja też cenię sobie własny gust, nieważne że kiepski :D A wracając do tematu, to dziwne, że magia okładki nie działa, bo akurat tę część szaty graficznej serii uważam za całkiem udaną :)
UsuńWcale się nie wdała, ja wchodziłem do biblioteki, brałem stąd dotąd, a za tydzień kolejne pół półki:D Spróbuję rozłożyć to Archeo w jakimś strategicznym miejscu. Za to jak dotąd najlepszym sposobem na zaciekawienie dziecka było chicholenie się nad książką i okrzyki w stylu "zobacz jaki śmieszny obrazek":))
UsuńNo i masz tego efekt w postaci sklerozy czytelniczej :) A córa wykuje sobie na blaszkę i do czterdziestki będzie rzucać cytatami bez powtórek :D
UsuńTiaaa:P Ja sobie też wykułem na blaszkę parę tytułów, Lesia na przykład, Kwiat kalafiora, Czterech pancernych...
UsuńSam widzisz, wykuje i przejdzie dalej :P
Usuń@ZWL Całe lata unikałam Bunscha jak zarazy, bo mi się nie podobało... nazwisko autora ;)
OdpowiedzUsuń@Bazyl - ebooka zareklamowałabym, tylko po co, kiedy przeczytany :)
:D Bunscha to i ja unikałem, pojęcia nie mam czemu:P
Usuń@monotema Tylko, że jak już pisałem, może to specyfika mojego sprzętu. Z drugiej strony ebook powinien być tak przygotowany, żeby bezproblemowo dać się odczytywać na wszystkim.
UsuńPani naukowiec została wykorzystana przez Midasa i kwili?!? Czy to jest aby na pewno książka dla dzieci? :D
OdpowiedzUsuńA myślałem, że to ja jestem specem od takich skojarzeń :) A dwuznaczność niezamierzona i uściślam, rzecz dotyczy wykorzystania jako siły fachowej. A, gwoli ścisłości, pani chlipała nie kwiliła, a wynikało to z faktu, że zdążyła się była pochwalić mamusi, że będzie sławna i bogata. A tu lipa :D
UsuńSkojarzenia? Ależ skąd, to wszystko przez to, że teraz jest u Ciebie mniejsza czcionka i tak jakoś mi się wyrazy same ułożyły. :D
UsuńA ja coś pani Stelmaszyk nie mogę. Może i Starszy by przeczytał, ale co biorę do ręki, to mnie odrzuca. Może to zaraza jakaś?
OdpowiedzUsuńJeśli zaś o rodzicielskie wybrzydzanie idzie i o to, gdzie mają je dzieci, mogę dodać że Starszy zapytał mnie dziś, kiedy kupię mu wszystkie następne części "Piątki z Zakątka". Uch!
Ja, przyznam szczerze, po dwóch przeczytanych paszczą tomach, też nie i dlatego zarządziłem strajk. Podoba się, czytaj sam. Trochę żal mi Szymka, ale ten z kolei wciągnął się w inne kroniki, Spiderwick, więc jakoś przeżyje. To nie zaraza, to po prostu nie jest kraj dla sta..., znaczy książka dla ... :) A co do gustów, to jak to jest, że tyle razy przywołujemy de gustibusa, a sami, w sumie na siłę, próbujemy go u dzieci naginać do własnego widzimisię? :P
UsuńA Spiderwick lepsze? Wprawdzie dzisiaj przyjdą kolejne części Narnii, więc na jakiś czas mam spokój, ale myślę nad podstępnym planem czytelniczym na kolejne miesiące.
UsuńI nie wiem jak Ty, ale ja nie naginam, tylko delikatnie sugeruję. Dziś nawet pójdę z nim do biblioteki, niech własnymi ręcami wypożyczy kolejne części twórczości pani Drzewieckiej i mnie w to nie miesza (ja tylko za jakiś czas pokiwam głową i powiem: "a nie mówiłam?":P)
Spiderwick prościutkie i też jadące schematem, ale Młodszy słucha z otwartą paszczą i nawet pogadać o różnych mitycznych stworach ma życzenie, więc czemu mam mu żałować? Oczko wyżej (acz algorytm podobny), jeżeli chodzi o skomplikowanie fabuły postawiłbym Baśniobór. Co prawda dotarłem tylko do drugiego tomu (przekleństwo drugich tomów?!) i dalej mnie nie ciągnie, ale całkiem przyjemne :) Ja też sugeruję, ale chłopięta to przekory :) A to za jakiś czas, to pewnie będzie, gdy Twój Starszy zakupi wszystkie Ninjago :P
UsuńU nas Młodszy ostatnio zarządza bunt książka za książką - chce słuchać albo bardzo prostych pozycji z obrazkami (typu Tpsia i Tymek, już nie mogę!), albo jakichś strasznych dziwactw. No, chyba żeby Ciekawskiego George'a, ale też już nie mogę, a najnowszej części jeszcze nie kupiłam. Skaranie boskie z tym najmłodszym czytelniczym pokoleniem!
UsuńA czas potrzebny Starszemu chyba nieco przeszacowałeś. Dziś przywlókł do domu tę Drzewiecką, a jakże, po czym w pół godziny przeczytał połowę drugiej części, odgrażając się że wstanie rano wcześniej i dokończy. Chyba muszę udać się na rodzicielskie przeszkolenie czytelnicze, bo to wszystko zdecydowanie nie na moją głowę:(
Strasznie jestem ciekaw tych dziwactw, przytoczysz przykłady? :) A z czasem, to chodziło mi raczej o Twoje "a nie mówiłam", które, wydaje się, będzie musiało poczekać :D
UsuńZa namową Najstarszej próbowałam przebrnąć przez pierwszy tom, ale poddałam się w połowie. Młoda przeczytała wszystkie z biblioteki i czeka na kolejny, który chyba lada chwila. Nuda, przewidywalność i ta szata graficzna kojarząca mi się z Martynką... Jakoś pani Stelmaszyk do mistrzów literatury bym nie zaliczyła. Nie wiem czemu, przez pewien czas myliłam ją z Agnieszką Błotnicką, ale wątpliwa przyjemność kontaktu z Archeo wszystko mi wyprostowała.
OdpowiedzUsuńToteż wyraźnie zaznaczyłem, że to wszystko o czym piszę nie podobało się mnie. Bartek, któremu dziś przyniosłem tom trzeci minął właśnie setkę stron i odgraża się, że po kąpieli jeszcze poczyta. Co więcej, stwierdził: "Ależ te kroniki wciągają!" :) I dopytuje o leżącego na półce "Felixa ...", czy to dla niego. I choć widzę to co i Ty widzisz, to jednak z powodów powyższych raduje się serce, raduje się dusza :D
OdpowiedzUsuńPS. A propos ilustracji, to czy czytałaś moją notkę o pierwszych kronikach? :P
Nie czytałam, właśnie doczytałam i widzę, że się rozumiemy. :D Co zaś się tyczy radości związanej z tym, że dziecię jednak czyta, to może bym na to umiała spojrzeć podobnie, gdyby miała lat kilka, a nie jedenaście. W tym wypadku chodzi mi raczej po głowie marnowanie czasu na bądź co bądź trochę miałki produkt. Ale nie odzywam się, grzecznie wypożyczam z biblioteki i uznaję, że jedni czytają Pudelka a inni Kroniki Archeo. Każdy ma prawo do swojego czytadła.
OdpowiedzUsuńStarszy ma lat osiem i dotychczas, będąc zepsutym przez głośne czytanie, awersję do samodzielnej lektury, więc każdy jej przejaw, cieszy. A Kronik tak do końca bym nie skreślał, bo mogą być początkiem flirtu z historią w szerszym niż kronikowe wydaniu :)
UsuńPS. Starszy wczoraj pytał czy przeczytam tom trzeci. Odparłem, że nie. Drążył temat pytając o powody, więc odpowiedziałem, dodając że gdybym był w jego wieku pewnie pochłaniałbym w tempie ekspresowym. Przy okazji sprzedałem parę informacji o Panu Samochodziku :D
Oczywiście przerysowuję. Uznaję potencjał wiedzy drzemiący w serii i mam nadzieję, że coś jej w głowie zostanie. Ale przyznaj, że lecą na łatwy lep i to trochę boli.
UsuńPan Samochodzik już u nas chodził chyba dwa lata temu. Skończyło się na jednej książce. Może młodszy chętniej podchwyci.
No lecą. Dużą rolę w tym leceniu, mają niestety te nieszczęsne ilustracje, na które my psioczymy, a których kolorki przyciągają dziecięta do Kronik. Z drugiej strony, czy wszystko co my w tym wieku wchłanialiśmy było takie bez skazy? Niech czytają, a my miejmy nadzieję, że dobry gust przyjdzie z czasem. U mnie co prawda nie przyszedł, ale ... :P
UsuńMy na razie kończymy pierwszy tom, który to spowodował większe zainteresowanie starożytnym Egiptem w ogóle. Jest więc jakiś plus ;) Sama historyjka główna rzeczywiście może przewidywalna i banalna, ale dla nas rodziców, dla dzieci na pewno mniej albo wcale ;) A ilustracje rzeczywiście 'Martynkowe', za to te ciekawostki na marginesach już całkiem, całkiem.
OdpowiedzUsuńPozostaje mi się tylko zgodzić z taką opinią. Tym bardziej, że Bartek w weekend wchłonął dwa kolejne tomy i rozpoczął Diamentową dolinę :)
UsuńNo proszę! Brawo :)
UsuńBazylu wszystko ok? Uściski posyłam ;)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej, a czemu pytasz?? :D
UsuńJakoś tak mi przyszło do głowy, że może niemoc jakaś, bo tyle dni bez wpisu ;)
UsuńNie chciałam być wścibska, przepraszam. Ale ta jesień jakaś taka...
Eee, to zwykły leń i wyjałowienie mózgowe związane z pracą i codziennym czynnościami. Jak siadam do kompa, to jedyne co mogę, to poklikać w różne głupkowate linki :) Jesień nie rzutuje :D
Usuń