środa, 2 kwietnia 2014

"Oto jest Paryż" Miroslav Šašek

Względy kurtuazji przemawiałyby za tym, żeby na pierwszy ogień poszedł "Oto jest Londyn" podarowany mi (wraz z dedykacją od tłumaczki), przez Kasię z "Dwóch Sióstr". Ale co ja poradzę na to, że to Paryż zagościł przed mymi oczyma pierwszy i od pierwszego wejrzenia zauroczył. Więc, być może lekko nietaktownie, dziś zapraszam do kapsuły czasu, która wyrzuci nas ze swego bebecha sześćdziesiąt lat temu w jednej z najsłynniejszych europejskich stolic.

Paryż! Miasto artystów, miasto zakochanych, miasto muzeów, miasto Wieży Eiffla, miasto ... Miasto, które zapładnia wyobraźnię twórców, które było miejscem narodzin wielu nurtów w sztuce i tłem akcji niezliczonej ilości filmów. Miasto - legenda. Miasto, które chciałbym kiedyś odwiedzić, ale chyba raczej w tym wcieleniu nie będzie mi dane. Miasto, po którym spaceruję przy pomocy rozmaitych virtual tourów, bo to rodzaj podróżowania, który najlepiej odpowiada moim finansowym możliwościom.

Całe szczęście z pomocą pośpieszyły "Dwie Siostry" wydając šaškowy przewodnik i mimo, że to również erzac osobistego pobytu, to jednak wysokiej próby. Doskonały jako uzupełnienie posiadanej wiedzy, a zarazem przystawka, który zaostrzy apetyt i zmusi do zaciśnięcia pasa i odłożenia funduszy na zrealizowanie jednego z życiowych marzeń. A tymczasem, w oczekiwaniu możemy w książce podziwiać wszystkie ważniejsze budynki stolicy Francji: Panteon, Luwr czy katedrę Notre Dame. Nie lękajcie się jednak, bo autor, świadom pewnie, że stare gmaszyska to nie jest coś co działa na wyobraźnię młodszej części czytelników nie ogranicza się tylko do głównych punktów programu typowej wycieczki i pozwala dzieciom pooglądać paryskie koty, metro, pchli i ptasi targ, zoo, wnętrze sklepu z koniną, bukinistów znad Sekwany czy w końcu ubranego w, tak znane z filmów z Louisem de Funès, kepi, paryskiego policjanta kierującego ruchem. A to i tak tylko część atrakcji, które ilustrator pomieścił na stronach tej sporego formatu książki.

Umówmy się zatem, że na wizualnej stronie książki mucha nie siada. Jest wintydż, jest oldskul, są sprane kolorki (ale nie sepia, o nie!), słowem - małmazje. Niestety, moim zdaniem, niedobre muszysko napstrzyło było nieco w polski tekst. Moje zarzuty? Pewna niekonsekwencja w tłumaczeniu nazw własnych (przy części z nich podano przetłumaczone odpowiedniki, przy części nie) oraz brak przypisów z fonetycznym zapisem wymowy oryginałów. Głośne czytanie, dla rodzica który z francuskim ma do czynienia jedynie podczas opowiadania dowcipu o "Będziesz żarł żur?", może być sporym wyzwaniem, bo o ile Pola Elizejskie nie sprawiłyby mu kłopotu to już poprawne wyartykułowanie Champs-Élysées, może być problematyczne. Pozostaje albo wsparcie się mądrością Internetu (np. forvo) albo kaleczenie francuszczyzny, udawanie, że tak właśnie ma być i wiara, że dziecko nie pojedzie do Francji, gdzie z zaskoczeniem dowie się o jakichś szązelizach.

Umówmy się jednak, że ostatni akapit, to tylko takie ostrzeżenie o trudnościach, dla rodziców, którzy w przeciwieństwie do mnie nie musieli zakuwać do matury z francuza. Trudnościach, dodajmy, łatwych do pokonania i nie mających w moich oczach mocy dyskwalifikującej książkę. Bo ta jest wspaniała. Powtarzam. WSPA-NIA-ŁA. A że chłopaki nie dopominają się powtórek? Trudno. Ja raz na tydzień wędruję sobie po ulicach Monmartre i zaglądam przez ramię malarzom i cieszę się, że po chwili idzie nas już trzech (a czasem czworo). I z każdą przewróconą stroną coraz bardziej przychylam się do zdania Niemcewicza, że:
"(…) Ten sobie ubliża,
Kto ma za co, a nie chce jechać do Paryża".

A na wizję lokalną zapraszam do Pani Zorro.

21 komentarzy:

  1. Zdecydowanie cała seria warta jest kupienia, liczę, że w Polsce wyjdzie więcej tomów. Myśmy z Saskiem jechali na wycieczkę dwa lata temu, wprawdzie z wersją anglojęzyczną, ale i tak: http://zuzanka.blogitko.pl/2012/04/21/wiosenna-stylizacja/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przed chwilą, linkując wpis na FB, życzyłem Dwóm Siostrom nieustawania w wydawaniu serii, choćby to miało grozić moim bankructwem :) Londyn, jak napomknąłem, też już, dzięki uprzejmości tłumaczki, mamy :D
      PS. A jak w Waszej wersji rozwiązano kwestie wymowy francuskich nazw?

      Usuń
  2. Co za entuzjazm:) U nas się Mapy marnują, bo nie ma kto i kiedy wziąć się za oglądanie, żeby skusić prawowite właścicielki dzieła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się, u mnie też się kurzą, ale wystarczy impuls żeby parę dni znów były na topie. Dziś właśnie, przy okazji ustalania rowerowej traski na weekend, mam zamiar przywołać ją z czeluści. Ostatnio Bartek miał ją w łapkach jak dostał książkę o Ameryce Płd. z LektorKletta, a wcześniej przy Pionierach. Słowem, nie uważam inwestycji w "Mapy" za marnotrawstwo :D
      Co do Šaška, to i owszem, entuzjazm. Lubię oglądać stare zdjęcia z życia miejskich ulic, a Šašek pozostaje w tym klimacie. Fajne! :)

      Usuń
    2. Pozostaje więc liczyć, że książka przypadkiem trafi do biblioteki i da się ją zgarnąć.

      Usuń
    3. Sam mam biblioteczny egzemplarz, ale obiecałem sobie własny :)
      PS. Z rzeczy które mnie zauroczyły, to jeszcze widok szarytki w charakterystycznym czepku. Tylko Citroëna 2CV brakowało :P

      Usuń
    4. Eeee, siostra bez citroena się nie liczy. A z innej beczki - dlaczego czytasz książkę z baletkami na okładce?? Znowu Cię członkinie DKK zmusiły?

      Usuń
    5. Ostatecznie mogłaby być z motocyklem z koszem :P A książka rzeczywiście z DKK, ale czytana bez przymuszania. Co więcej, możesz być zaskoczony moją opinią, ale nie przesądzam, bom w połowie :)
      Ps. Nie podziękowałem publicznie za wytropienie wzmianki o Covent Garden w notce, bądź co bądź o Paryżu, co niniejszym czynię :P

      Usuń
    6. No ostatecznie mogłaby motocyklem :) A kowę żardę nie przesadzaj :P

      Usuń
    7. Tym bardziej, że była okazja się zemścić :P Ciekawe czy w notce o Londynie wmiksuję jakiś paryski smaczek? Może nie, bo tym razem podeprę się książką, a nie dziurawą jak ser, który można było kupić w Les Halles (pamiętać, żeby poczytać Zolę), pamięcią.
      PS. Zapomniałem dodać wzmiankę o fajnym dodatku na końcu książki, w którym wyjaśniono co się, od czasów gdy Šašek portretował miasto, w nim (mieście) zmieniło :)

      Usuń
    8. Jaka tam zemsta, koleżeńska pomoc o szóstej rano :D Tylko pamiętaj, że jutro wstaję później :)

      Usuń
  3. Brzmi jak coś, przy czym bym się dobrze bawiła :). // Też chciałabym pojechać do Paryża, ale uważam, że nie można go idealizować, bo się człowiek zawiedzie. Podobno Japończycy właśnie Paryż idealizują i całe wycieczki przyjeżdżają potem z powrotem zawiedzione, bo okazuje się, że miasto nie składa się tylko z takiej samej esencji francuskiej, ale też i elementów wspólnych dla wszystkich miast. Ale na pewno warto odwiedzić :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najdalszy jestem od idealizowania jakiegokolwiek miasta, a te wykrzykniki z "miastem", to tak trochę z przymrużeniem oka. Niemniej jednak chciałbym stanąć oko w oko z budynkami, rzeźbami czy obrazami, bo reprodukcja, zdjęcie czy film, to jednak nie to samo.

      Usuń
  4. Za to jedno zdanko na końcu pokochałam Niemcewicza. I nie chodzi tylko o Paryż (choć osobiście jestem zakochana), uważam, że tyle jest cudnych miejsc wartych odwiedzenia i nie rozumiem ludzi, którzy mając za co nie mają chęci. A co do idealizowania i to właśnie Paryża to pisałam o tym tutaj http://guciamal.blogspot.com/2013/04/o-rozdzwieku-miedzy-oczekiwaniami.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie rozumiem, ale to pewnie z wzajemnością, oni pewnie też by się dziwili na jakie farmazony ja wydaję kasę (książki, płyty). Ja planuję w tym roku zwiedzanie opłotków o ile pewne czasochłonne zajęcie mi na to pozwoli :)

      Usuń
    2. Trzymam kciuki aby opłatki doszły do skutku:)

      Usuń
    3. Do opłatków to jeszcze kawałeczek czasu :P A z opłotków to, sądząc po tym co za oknem, nici. Przynajmniej jutro :(

      Usuń
  5. Podpisuję się pod wnioskiem o zapis fonetyczny. W "Żożo i Lulu" na przykład jest słowniczek z transkrypcją na końcu książki.
    Chociaż ostatnio dużo się mówi o książkach dla elit i reszty. Šašek jest raczej dla tych pierwszych, więc nasz wniosek odpada w przedbiegach. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba jednak przyznać, że były czasy, gdy człowiek wykształcony nie miałby problemu z parle wu :P Niemniej jednak czasy się zmieniły i bez względu na to czy Šašek dla elit (a z tym się akurat nie zgadzam), to byłoby miło, gdyby zapis był :)

      Usuń
    2. Jeśli nie dla elit, to może bardziej dla rodziców? Kolekcjonujemy sobie te ładności z rozrzewnień patrząc na świat w tej estetyce.
      A dzieci, z "pewnym dystansem" patrzą na pokazany świat i potem do "erratę" (i w drugą stronę). Ta książka trochę jak muzeum. Zwłaszcza jeśli popatrzeć na "drogę do księżyca".

      Usuń
    3. Ja wiem tylko jedno. To książka dla mnie. A że dzieci przez moje ramię pooglądają, bądź co bądź, historyczny już Paryż, cóż, wartość dodana. Tak, masz rację, bardziej dla rodziców, jeśli nie całkiem :P

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."