wtorek, 14 kwietnia 2015

"W pajęczej sieci" Joy Fielding

Oj, nie mamy ostatnio szczęścia do książkowych wyborów w DKK, nie mamy. Nawet pójście na kompromis obiecujący, że i wilk będzie syty i owca cała, na nic się zdało. Zarówno bowiem wilk, w mojej skromnej osobie, nie został usatysfakcjonowany wątkiem kryminalnym, który wabił z zajawki, jak i owieczki, w postaci koleżanek klubowiczek, nie zostały czytelniczo zaspokojone wątkiem obyczajowym, który miał stanowić tło dla mroczniejszych historii.

Bo zasadniczo, to miało być tak. Pewna dziennikarka, pisząca bardzo poczytne felietony na różne kontrowersyjne tematy (blaski i cienie wosku brazylijskiego, na ten przykład), dostaje niespodziewanie propozycję napisania książki na podstawie zeznań skazanej na śmierć dzieciobójczyni. Z propozycją taką zwraca się do naszej bohaterki sama osadzona, motywując swój wybór uwielbieniem twórczości wyżej wymienionej i wskazując, jako źródło kontaktu i wyjaśnień swojego papugie, znaczy się, adwokata. Adwokat, wielce pociągający, bo jakżeby inaczej, inicjuje spotkanie i ... Teoretycznie napięcie od tego momentu powinno rosnąć, serce i włosy stawać, co mniej odporni psychicznie czytelnicy płci obojga, mdleć, kwiaty z przestrachu więdnąć, a okoliczne psy wyć, ale niestety, próżne nadzieje.

Autorka tka swój bestseller z samych bestsellerowych klisz. Okropna morderczyni, z och!, ach! jakimże strasznym dzieciństwem, którego zakamarki ujawniane są w kolejnych odsłonach. Główna bohaterka z rodzinnymi problemami rodem z "Mody na sukces" (w sensie, dowalmy apodyktycznego ojca, ucieczkę matki lesbijki z flamą, alkoholizm brata i sukcesy sióstr - suk, ale to przecież siostry ..., nie wiem czy rozumiecie?). No i dwa "ciastka", spomiędzy których koniecznie trzeba wybrać. Do tego troszkę dreszczowca, cóż z tego, że do bólu przewidywalnego (wskazałem drania po lekturze niecałej połowy książki) oraz garściami rzucanych wtrętów o oczach wypełniających się łzami, by czytelnik wiedział kiedy sięgnąć po paczkę jednorazówek. Nic tylko czytać. Tylko w zasadzie po co, skoro jedyne pozytywy jakie nasza czwórka zdołała na jej temat wyartykułować, zmieściły się w jednym zdaniu: "Szybko się czytało". Niestety, drugie też nie brzmiało lepiej: "Kurczę, nie bardzo mogę sobie przypomnieć o czym to było". I to w sytuacji, gdy od lektury minęło maksymalnie 4 tygodnie. 

Podsumowując. Czytadło z aspiracjami do czegoś więcej, któremu zaszkodziło wrzucenie zbyt wielu grzybów w jeden gar barszczu. Brak rekomendacji zawrę w wycinku dialogu ze spotkania: "- Brać coś jeszcze Fielding? - Nie!".



22 komentarze:

  1. Coś cieniutko z tymi lekturami, cieniutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrzućmy to na karb czegoś takiego jak eksploracja literackich obszarów nieznanych. Są też i dobre strony, nie musimy już czytać innych książek autorki. Choć z drugiej strony, może umknie nam w ten sposób jakaś perełka gatunku :D

      Usuń
    2. Słaba pociecha. Weź Ty walnij pięścią w stół przy następnym wyborze tytułu i niech padnie na coś fajniejszego :)

      Usuń
    3. Na półce nie mam akurat nic rokującego :P Co prawda jest trochę cięższy kaliber w postaci TEGO, ale tytuł nie ma dobrej prasy :D

      Usuń
    4. Ja tam widziałem same pochwały tego tytułu :P

      Usuń
    5. Co jest jeszcze bardziej niepokojące :P

      Usuń
    6. Miałbyś szansę zdemaskować spiseg blogerów-którzy-dostają-egzemplarze-recenzenckie :P

      Usuń
    7. -i-piszą-laurki-bez-względu-na-wartość-dzieła :P

      Usuń
    8. Tak właśnie. Czas na niezależną opinię.

      Usuń
    9. No widzisz, a o mały włos się nie sprzedałem. A opinia będzie jak najbardziej zależna. Od mojego własnego widzimisia :P

      Usuń
    10. Ja się jednak boję, czy wpojone przez Mamę dobre wychowanie nie weźmie góry nad widzimisiem i wrodzonym cynizmem :P

      Usuń
    11. Będzie to grzecznie przekazany cynizm :P

      Usuń
    12. Ja miętka nindża jestem i wiem, że słodziłbym w zamian za dary losu. Toteż wolę unikać pokus, pozostawiając z racji pustego portfela mój dom pustym książkowo :P Oczywiście w stosunku do reszty książkolubów, bo całkiem łyso nie mam :D

      Usuń
    13. E, panie dziejku, to trzeba się wykazywać żelaznym kręgosłupem moralnym :D

      Usuń
    14. Toteż się oparłem :D

      Usuń
  2. W tej sytuacji absolutnie nie wolno Ci się zapisywać do fanklubu Kasi Michalak i spółki. Jak można nie docenić takiej ilości nieszczęść w życiu jednej bohaterki powieściowej i nie wylać łez nad jej losem? Nie umiesz się bawić. Doprawdy..
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyny nawet próbowały tłumaczyć tę nawałę dopustów bożych potrzebą uwiarygodnienia tego jaka bohaterka jest, ale mnie to nie przekonuje. No i trudne dzieciństwo, to najprostszy z zabiegów. Wskazałem też, że nic nie jest w stanie mi wytłumaczyć, jak można ukochane dzieci oddać pod opiekę obcemu w zasadzie mężczyźnie. DKKowiczki przyznały, że pani była mocno denerwująca i w swych zachowaniach czasem dla nich kompletnie niezrozumiała :)
      A bawić się chyba nawet potrafię, ale chyba jednak nie przy prozie pani Michalak :P

      Usuń
  3. Drażni mnie za dużo grzybów w jednym barszczu i za dużo składników na pizzy - to i ta książka pewnie by mnie drażniła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę się sobie nie zgodzić. Nie ma czegoś takiego jak "za dużo składników na pizzy" :P

      Usuń
    2. Och no, jesteś zwolennikiem dużej ilości składników na pizzy? Dla mnie to max. 3 wliczając ser, dużo dużo sera. I nie, nie chodzi o wartość kaloryczną, bo i tak dupa rośnie, ale o to, żeby się smaki nie mieszały :)

      Usuń
    3. A różne rodzaje sera liczą się za jeden czy za wiele składników? No i wiesz, ja jestem wyznawcą zasady "wełna, nie wełna, byle kicha pełna" :P

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."