środa, 16 grudnia 2015

"Spryciarz z Londynu" Terry Pratchett

Co, u kaduka, tak mierzi naszych wydawców w oryginalnych tytułach, że muszą je nicować i wywracać na setną stronę. Co, do jasnej Anielki, było nie tak z oryginalnym "Dodgerem", że jako "Spryciarz z Londynu" musiał dołączyć do wirujących seksów i elektronickich mordulców? No, co? Ulało mi się, ale że najgorzej jest zacząć, to nawet dobrze, bo miałem od czego. A teraz do rzeczy.

Nie wiem jak to się dzieje, ale mimo że mam całą kolekcję Świata Dysku na półkach, to gdy dochodzi do wyboru książki sir Terry'ego jest to zazwyczaj pozycja spoza cyklu. Podobnie było ze "Spryciarzem ...". Miał być kolejny tom o Straży, a tu bach!, znalazłem się w wiktoriańskim Londynie, mało tego, w jego kanałach, u boku młodzieńca, który mienił się zbieraczem i który na życie zarabiał przeszukując, w poszukiwaniu monet i innych kosztowności, sieć kanalizacyjną wspomnianej metropolii. Czasem ratował też małe kotki, wspomagał najbiedniejszych oraz szedł w sukurs damom w opałach. To ostatnie spowodowało, że jednego dnia jego życie nabrało nowych barw, a cwaniak, którego do tej pory znał tylko londyński półświatek, nagle zaczął brylować na salonach i stykać się z możnymi ówczesnego świata. Bądźmy szczerzy. "Spryciarz ...", to bajka, w której oberwaniec z nizin społecznych zostaje nagrodzony pełnym trzosem i sercem bogdanki za swe dobre serduszko i wrodzony intelekt.

Nie mówię, że "Spryciarz ...", to książka zła, ale mam z nią pewien problem. To jest tego samego rodzaju problem co przy powieściach, których tłem jest dwudziestolecie międzywojenne. Niby gdzieś w tle jest ten brud, smród i ubóstwo. Niby czają się tuż za rogiem bieda, plugastwo, występek i cała ta sodomagomora tamtych czasów, ale jednak pierwszy plan to wszystko uładza. Wiecie - rauty, kawiarnie literackie, pojedynki i zastawa od Rosenthala. I tak jest w powieści Pratchetta. Ja wiem, że mogło się zdarzyć iż londyński ulicznik trafił na tajemniczego protektora, nobliwego Żyda, który przy spotkaniu z angielskim królem wymienia  z nim masońskie pozdrowienia. Ja wiem, że tenże łasperdak mógł dostać od Karola Dickensa kredyt zaufania i być przezeń przedstawianym arystokratom, ba!, oprowadzać tych ostatnich po swoim podziemnym światku.  Umówmy się jednak, że jest to równe prawdopodobne jak trafienie szóstki w lotka.

Czy zatem jest "Spryciarz ..." bajką z potencjałem? A i owszem. Choć dla człowieka, który sporo w życiu przeczytał może tego potencjału nie stawać. Ja na ten przykład, mimo że doceniam świetnie skreślone postacie (choćby epizodyczne wejścia pani Quickly) i zgrabną, ale mocno przewidywalną intrygę, jakoś do spotkań z Dodgerem zbytnio nie tęskniłem. Brakowało mi też specyficznego humoru autora, którego odpryski trzeba było z książki wydłubywać jak rodzynki z sernika. Wiem, wiem, to w końcu niewesoła historia, ale jednak ... Żeby jednak nie było, że tylko jojczę i jojczę, powiem że z przyjemnością przeczytałem wmiksowane w główny wątek: historię tworzenia nowoczesnej policji przez sir Roberta Peela czy opowieść o Sweeneyu Toddzie, którego postaci pisarz postanowił nadać bardziej ludzką twarz.

Sami zatem widzicie, że zupełnie nie wiem czy mi się w końcu podobało, czy nie. Książkę odkładałem bez żalu, ale ... no fajny ten Dodger. Uznajmy zatem, że przez moją słabość do awanturników i niecnot o gołębich sercach, uznaję "Spryciarza ..." za wcale udatną lekturę.

Bardziej entuzjastycznego tekstu szukajcie u Zacofanego w Lekturze.

30 komentarzy:

  1. Jojczysz, to bardzo porządny Pratchett spoza cyklu o Dysku. A że faktycznie te same wątki lepiej wyszły w Piekle pocztowym, to już doprawdy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plus jest taki, że nabrałem ochoty na Dickensa. Nawet był moment, że trzymałem "Klub Pickwicka" w rękach. "Piekło pocztowe", powiadasz? :D

      Usuń
    2. Piekło pocztowe. Ale zrób sobie przerwę, bo trochę dużo się nakłada cech obu bohaterów.
      Pickwicka? To chyba prędzej Oliwera Twista :)

      Usuń
    3. Objętościowo. Za to w przeciwieństwie do Pickwicka fabułę posiada i nie taki nudny. Poza tym Dodger zdecydowanie ma wiele właśnie z Twista.

      Usuń
    4. I jeszcze się u Kolegi zareklamuję: http://zacofany-w-lekturze.pl/2013/08/byc-spryciarzem-do-szpiku-kosci-terry-pratchett-spryciarz-z-londynu.html

      Usuń
    5. Uznałem, że bardziej będziesz się rzucał w oczy w tekście, bo nie wszyscy przebijają się przez nasz słowotok w komentarzach. Przez notkę zresztą też nie :P

      Usuń
    6. A popacz, przegapiłem :D Starość.

      Usuń
    7. Mogłeś. Bo dopisek powstał po Twoim komentarzu :D Jednak nie starość :D
      Wracając do meritum to nie uważasz, że Pratchett tę mroczną stronę życia XIX wiecznego miasta wziął i jednak mocno uładził. Między wierszami można co prawda wyczytać jak pieskie było wtedy życie w Lądku, ale tak wprost, to niekoniecznie.

      Usuń
    8. Zrobiłeś mi wodę z mózgu :P
      A czytałbyś Pratchetta, gdyby zgłębiał mroczne strony Londynu? Przypuszczam, że wątpię.

      Usuń
    9. W sumie racja. Od mrocznych stron mamy innych pisarzy. A czytałeś resztę Długiej Ziemi, tak a propos nie dyskowych praczetów?

      Usuń
    10. Skąd. Trzecia część na półce, czwarta w zapowiedziach. Pewnie na tę okazję w styczniu poczytam.

      Usuń
    11. Ale, jak rozumiem, druga już za Tobą? Przegapiłem tekst? :)

      Usuń
    12. Ech, na nikogo nie można liczyć, że będzie wiernie czytał każdy tekst :( Przegapiłeś :P http://zacofany-w-lekturze.pl/2015/02/ponownie-w-swiatach-wykrocznych-terry-pratchett-i-stephen-baxter-dluga-wojna.html

      Usuń
    13. Kurczę, a nawet komentowałem. Po prostu za dużo pisujesz i się umysł mąci :P Jednakowoż miło było powtórzyć :D

      Usuń
    14. Za dużo? No to jest spora szansa, że do końca grudnia nic nie napiszę :P

      Usuń
    15. Fani mnie rozszarpią za głupie żarty i ich konsekwencje :(

      Usuń
    16. Delegacja tych mitycznych fanów mogłaby posprzątać u mnie i przywieźć domowy makowiec, a ja wtedy napisałbym ze dwa teksty na zapas :D

      Usuń
    17. Za domowy makowiec i to bez sprzątania napiszę trzy! Obawiam się jednak, że Twoi fani wolą jednak czytać Twoje teksty, więc moja prowokacja się nie powiedzie :P

      Usuń
    18. Może spróbuj sprowokować własnych fanów? Czy fanki :D
      Napędzany wizją tych drużyn sprzątających napisałem kolejny akapit, może do świąt skończę.

      Usuń
  2. Mnie się wydaje, że "Dodger" wpisuje się w taki Dickensowski nurt, o jaki Pratchettowi, podejrzewam, chodziło -- stąd jest okropnie, ale jest to okropność oględna, no i wszystko może się skończyć w miarę dobrze. Ale to takie rozważania na marginesie, bo sama jeszcze powieści nie skoczyłam, czekając, aż lepiej zapoznam się z Dickensem. Muszę teraz do niej wrócić ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam Dickensa w ogóle, więc trudno mi porównywać, ale wydaje mi się, że daleko mu do przygodowych historyjek z happy endem. U Pratchetta jest rzeczywiście oględnie, to już większe wrażenie robiły na mnie sceny z życia ubogich Londyńczyków opisane w "Zawołajcie położną", a pamiętać należy, że to już wiek XX.

      Usuń
  3. Ja Spryciarza czytałam jakoś bardzo blisko lektury Lamory. No i Lamora wygrywa w konkursie na ulubionego kombinatora, nawet jak omdlewa na widok Sabethy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umówmy się, że Locke to jest jednak spryciarz level przemaster :D No i trudno porównywać chłodno kalkulującego (pomijam wątek Sabethy) łotra do chłopaczyny, który choć obrotny i rzutki, to jednak też dość naiwny :)

      Usuń
  4. No zgadzam się, ale czytałam prawie że po sobie i nie udało mi się docenić do końca Dodgera, chociaż to nie jest zła książka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem tak jest, że jedna książka przyćmi drugą. "Dodger" rzeczywiście zły nie jest, ale brakuje mu tego bigla, który powinien cechować książki awanturnicze. Niby są sceny, które powinny mrozić krew, ale powiedzmy sobie szczerze, średnio się z tym mrożeniem spisały. Jak już pisałem, to fajna bajka dla młodego czytelnika. Wiesz, pilnością i pracą ..., dobrym bądź, a nagroda cię nie minie ... i takie tam :P Plus mądrości życiowe wyłuszczane lordom i damom przez ledwo piśmiennego bohatera :)

      Usuń
  5. Łyknę, bo to Pratchett. Bo jak ktoś raz wsiąkł w Pratchetta, to już na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Pratchetta bardzo lubię, ale nie mogę powiedzieć, że wsiąkłem. Większość ŚD przede mną, a i z tych przeczytanych niewiele już pamiętam, więc ciężko mnie zaliczyć do towarzystwa, które rzuca całymi wyimkami jak z rękawa albo dyskutuje nad wyższością podcyklu o Straży nad tym o Wiedźmach :) Jak mam chandrę lubię po prostu wrzucić jakiegoś Dyska na ruszt :P No i lubię czytać Kitkowi na głos co lepsze kawałki, mimo że Ona to wszystko już zna :D

      Usuń
    2. Ale ja nie o tym, że cytaty mam w pamięci. Chodzi o nadawanie na podobnych falach.

      Usuń
    3. Aaa, to chyba że tak :) To ja też :D

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."