wtorek, 5 maja 2020

"Dachołazy" Katherine Rundell

Znacie to uczucie, kiedy budzicie się o piątej rano z myślą, że skomentowaliście na znajomym blogu wpis o książce autorki, którą znacie (autorkę, nie książkę, choć książkę w zasadzie też), tylko ze słyszenia i może warto byłoby choć jedną pozycję jej pióra przeczytać? A potem sięgacie po tablet, odwiedzacie wirtualną bibliotekę, ściągacie najbardziej ochachany tytuł i postanawiacie wziąć na ząb rozdzialik? I czytacie, aż cholerny zegarek informuje, że może by tak wziąć zadek w troki i ruszyć do łazienki, a w szerszej perspektywie - do roboty? I siedzicie w "fabryce", nóżka chodzi pod biureczkiem, no bo przecież tam oni ..., i jak im się to ..., a może ..., kurczę, ile jeszcze do wyjścia??!! I wychodzicie, a po ekspresowym obiedzie zaszywacie się w kącie i burczycie za każdym razem, kiedy coś do zrobienia odrywa was od lektury i już wiecie, że dziś nie skończycie, bo oto, wnet, jest dwudziesta trzecia i oczy się same zamykają, ale nic to, bo jutro sobota? A potem ranek i czytanie, czytanie i czytanie, póki śpią domownicy i można bezkarnie sunąć przez kolejne strony? Aż w końcu przewracacie cali uryczani i usmarkani ostatnią stronę i zastanawiacie się jak to możliwe, że powieść może jeszcze takiemu staremu czytelniczemu kocurowi zrobić aż tak? Znacie?! No więc ja do niedawna też nie znałem, ale dzięki "Dachołazom" Katherine Rundell, udało się! Magia czytania wróciła!

Najlepsze jednak w tym wszystkim jest to, że nie jestem w stanie wskazać czym tak naprawdę ta książka mnie uwiodła i usidliła. Czy trochę dickensowskim klimatem, bo to początek w Londynie, sierota wychowywana przez opiekuna, problemy ze skostniałym systemem opieki społecznej i banda ulicznych, a raczej nadulicznych, gawroszów? Czy językiem, czasem wielce poetyckim, czego w zasadzie nie lubię, ale tu było bardzo na miejscu? Czy postaciami, których nie da się, no po prostu nie da, nie lubić? Kurczę, nie wiem.

Albo wiem. Porwał mnie opis wspaniałej wspólnoty stworzonej między opiekunem i wychowanką. Wspólnoty opartej na wielkim kredycie zaufania, olbrzymiej dozie miłości i pełnym zrozumieniu uczuć i potrzeb drugiego człowieka. Ja wiem, że zwolennicy, z braku lepszego słowa, tradycyjnego modelu wychowania będą sarkać, że sodomaigomora, rozpuszczenie i "to dziecko nie wyjdzie na ludzi", ale ... No właśnie, chciałbym móc powiedzieć, że taka więź jak opisana w powieści jest mi dana i w życiu, niestety, ze smutkiem stwierdzam, nie mogę.

Kurczę, zawiesiłem się i brakuje mi kolejnych słów, żeby opisać jak bardzo mi się "Dachołazy" podobały. "Dorośli są nauczeni nie wierzyć w niezwykłe rzeczy" i rzeczywiście sceptycznie podchodziłem do tej nieprawdopodobnej misji poszukiwawczej, jaką podjęła główna bohaterka. Z każdą jednak kartką wierzyłem coraz bardziej w jej powodzenie, kibicowałem zdeterminowanej Sophie i podziwiałem Charlesa, który potrafił schować w kieszeń swoją niewiarę i stać się filarem, a nie zawalidrogą. Imponował mi zresztą przez całą książkę.

Noż do diaska, czytajcie! Na koniec próbka wspomnianej poetyckości oraz zaproszenie do znajomych, którzy lepiej władają wirtualnym piórem (w tym niepodzielającego moich zachwytów Charliego :) ).

"Matki to coś potrzebnego jak powietrze i woda, pomyślała. Nawet papierowe, wyimaginowane matki są lepsze niż nic. Matka to miejsce, gdzie można odłożyć serce. Przystanek, na którym można odzyskać oddech." 



 
 

21 komentarzy:

  1. Hoho, ale żeś się zaentuzjazmował. Czy ktoś umiera albo czy są krzywdzone małe zwierzątka? Bobym może dziecku podsunął. A i sam zajrzał, bom ciekaw tego zapłakania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko ktoś do komciów dociera (że o blogu nie wspomnę), więc zdradzę, że outsiderzy, którzy od pewnego momentu suportują misję Sophie, jedzą ptactwo miejskie (jest scena ustrzelenia), tudzież pieczone szczury, więc decyduj :) A, i są tylko uszkodzenia ciała w bójce :)
      Zapłakaniem się nie sugeruj, ryczę w różnych dziwnych sytuacjach. I ryczałem zanim to było modne :P

      Usuń
    2. Nie wiem, czy strzelanie do gołąbków przejdzie. U mlodej, bo ja starym cynik jestem. I też płaczę przy dziwnych książkach, spoko.

      Usuń
    3. Nie pozostaje Ci nic innego jak lektura wyprzedzająca :) To nie jest jakoś morderczo długie. Przy Twoim tempie, wieczór, góra dwa. Po Broszkiewiczu chyba sięgnę po Wilczerkę. Ponoć dużo słabsza, więc może mój entuzjazm osłabnie :P

      Usuń
    4. A weź, są ostatnio dni, że czytam tylko służbowe nudziarstwa i całymi tygodniami tkwię w jakichś tomiszczach na 400 stron. Muszę się przerzucić na krótsze rzeczy.

      Usuń
    5. To masz okazję :) Swoją drogą "Dachołazy" chyba rzeczywiście podbiły serca czytelników (w tym moje), skoro Poradnia K niemal na pniu wydaje kolejne tytuły autorki. Z jednej strony mam wielką ochotę przeczytać je wszystkie, z drugiej, boję się, że magia może prysnąć :(

      Usuń
    6. Okazję to będę miał, jak znajdę książkę w bibliotece. Zamkniętej z powodu kwarantanny :P

      Usuń
    7. Jeśli chodzi o biblioteki, to żałuję jedynie, że przed tą całą chryją nie wypożyczyłem w WBP jakichś dużych i skomplikowanych planszówek, bo cieszyłbym się nimi do dziś (w dwa regulaminowe tygodnie zazwyczaj nie mam czasu ogarnąć instrukcji) :P No i powtarzam, żebyś odżałował 3 dyszki i spróbował Legimi :D

      Usuń
    8. Kwestia z Legimi nie w trzech dychach, tylko w niekompatybilnym czytniku, a w telefonie nie lubię czytać, a i dzieciom nie pozwolę.

      Usuń
    9. No to rzeczywiście inna para kaloszy, bo kompatybilny sprzęt troszkę jednak kosztuje. Zawsze możesz kupić którejś latorośli na nadchodzący Dzień Dziecka :) Albo opcja mniej kosztowna, czyli dogadaj się w kwestii pobierania ER dla współtwórczyni bloga :P

      Usuń
    10. Jak kupię dzieciom nowy czytnik, to i tak się nie dopcham, one się biją o ten, który już mamy :P Nowoczesna technika to nie dla nas.

      Usuń
    11. Kurczę, to może... weź kredyt i zmień pracę :P A tak seryjnie, to biblioteki powoli zaczynają startować. Z ograniczeniami, wiadomo, ale lepszy rydz... :)

      Usuń
    12. Niestety nasza biblioteka nie umie w dobre książki dla dzieci :(

      Usuń
    13. Albo brakuje im dobrego doradcy albo nie mają pieniędzy. Obstawiam drugą opcję :( Poza tym nieustająco schlebia się gustom większości, bo to generuje wypożyczenia. Sprawa dotyczy nie tylko lit. dziecięcej :P

      Usuń
    14. Sądząc po innych zakupach, to kasy nie brakuje. Więc raczej brak orientacji. Zresztą po co kupować po parę dych w niszowych wydawnictwach, skoro za te pieniądze można kupić cztery lektury szkolne z Grega.

      Usuń
    15. Albo baje z disnejami i oczo... kolorystyką. Wiem, znam, ale trzeba zrozumieć, że takie zakupy, to też często chodzenie na kompromis. Mniejszy lub większy, zazwyczaj ten drugi. Bo panie raczej nie sięgną po opisywaną u Ciebie Waters. Okładka dziwna, nie ma postaci kobiecej i domku/dworku albo przynajmniej ogrodu w tle, więc nie "idzie". Sam często odbijam się od ściany żądania "ładnych bajeczek", co zrobisz. U nas zawsze parę fajnych rzeczy jest :) Waters też :D

      Usuń
    16. No z grubsza tak to wygląda. A na Disneye nie pluj, kiedyś sam Jeremi Przybora je przekładał i uwielbialiśmy jego Małą Syrenkę :) Waters kiedyś miała brzydsze, bardziej typowe okładki i chyba sporo ludzi ją czytało.

      Usuń
    17. Wiesz, że Disneye i disneje, to nie to samo? :P Czyli należy stosować efekt jaja niespodzianki. Okładka znad rozlewiska, a w środku troszkę ambitu :D Swoją drogą, jestem wzrokowcem i rzeczywiście niektórych książek (ze szkodą dla siebie), nie tknąłbym nawet palcem :)

      Usuń
    18. Nigdy nie miałem za wiele do powiedzenia w kwestii strony artystycznej książek brały z biblioteki, co chciały, wbrew subtelnym protestom :P

      Usuń
  2. Super, że sięgnąłeś. Ja jestem książkami Rundell zafascynowana. Wszystkie, które przeczytałam są porywające. "Wilczerka" - dla mnie to coś fantastycznego!
    Powrót do dzieciństwa :) Tyle, że ja papierowa, więc zakreślam, zaznaczam i takie tam :) Czytnik tylko w konieczności.

    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie robię przerwę. Ale będę miał Rundell w odwodzie. Sama zobacz, jaki efekt! Zachwyt lekturą i tekst na bloga. Oby pozostałe tytuły miały tę samą siłę rażenia :)

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."