Zatem. Do baru wchodzą: elf, krasnolud, goblin, guślarz i rycerz... Znaczy, niedokładnie tak. Bo nie do baru, a opuszczonej karczmy i nie wchodzą tylko próbują się niepostrzeżenie dostać. I tylko skład osobowy tej prowadzonej przez byłego wojaka, karczmarza z doskoku, Kociołka, drużyny do zadań specjalnych, się zgadza. Fakt jednak jest faktem, sytuacja jest krytyczna, pomysły się kończą, na horyzoncie majaczy gniew księcia, którego córę nasi bohaterowie mają uwolnić, słowem - czarna doopa. I tak zasadniczo przez całą książkę, bo rzeczony Kociołek za nic mając napomnienia małżonki, która mimo profitów płynących z najemniczej profesji bardziej widziałaby go za kontuarem w rodzinnym biznesie gastronomicznym, pakuje się wraz z ww. przyjaciółmi w kolejne kabały.
Dobra, awanturnicza proza z soczystym językiem (tu nikt nikomu nie każe chyżo się oddalić, ograniczając się zazwyczaj do jednego słowa), miejscami koszarowym wręcz humorem i świetnymi bohaterami, z którymi nie chce się człowiek rozstawać. Podoba mi się też praktycznie niezauważalne wprowadzenie w świat przedstawiony. Krok po kroku poznajemy jego strukturę, prawa nim rządzące oraz wady i zalety życia w nim. Dodatkowo barwne dialogi oraz moc intryg, przygód, walk i pościgów, sprawiają że przez "Nie ma tego złego" leci się w tempie w jakim przez jelita lecą śliwki zapite kefirem. Nie zapominajmy też o drugim, poważniejszym dnie tej niby jajcarskiej opowiastki (nie dajcie się zmylić), bo stanowi ono wartość dodaną do czczej rozrywki, za jaką niektórzy uważają czytanie łotrzykowskiego fantasy.
Za jedyną łyżkę dziegciu uznaję jedynie fatalną korektę, która dość często psuła mi przyjemność z lektury. Głupie literówki czy brak wyrazów w zdaniu wybijały z rytmu i denerwowały. Przykłady? "Westchnąłem i uniosłem wzrok ku poruszanych wiatrem koronach drzew (...)", "(...) która właśnie wślizgnęła się książęcej komnaty", "(...) wyłoniła się ze sklepu rogu z przejętą miną".
Podsumowując. Z radością w serduszku przyjąłem fakt, że przygody wariatów spod znaku Kociołka będą miały swój ciąg dalszy w kolejnych tomach sagi. Bardzo chętnie wrócę zobaczyć czy Złe nie rozpanoszyło się aby w księstwie Stefana, czy Urgo aby nie stracił cnoty, a mistrz patelni, głowy i komu uda się ostatecznie przeżyć, bo przy stylu życia prezentowanym przez bohaterów w tomie pierwszym, pewne jest jedno - Śmierć już siodła Pimpusia.
Morza Wszeteczne się zapowiadały, ale sklęsły, za to całkiem niezłe były Listy lorda Bathursta, pełnokrwista powieść marynarska.
OdpowiedzUsuńNa razie wróciłem do Segretaria, bo jednak rubaszność też trzeba dawkować, żeby nie przedobrzyć :) Potem kolejny Kociołek... Reasumując, autor dostał u mnie spory kredycik zaufania, więc pewnie od czasu do czasu coś trafi na listę :)
UsuńSłusznie, przegryzienie pirata Kallimachem na pewno nie zaszkodzi :)
UsuńKrasnoluda. Ewentualnie goblina :)
UsuńNie żałuj sobie :)
UsuńDołączam do wielbicielek zwrotu wszeteczne :) Choć jak Piotr pisze sama opowieść nieco zawodzi.. Gatunek łotrzykowskie fantazy jest mi nie znany nawet z nazwy, ale, że ostatnio odmienia mi się gust to być może sięgnę. Cieszę się, że zapowiedz powrotu nie sklęsła na niczym :) I trzymam za slowo
OdpowiedzUsuńMnie ten wyraz spodobał się na studiach i to w formie "wszetecznice", a to na skutek lektury książki Bohdana Baranowskiego "O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach". Ja za łotrzykowskie fantasy uznaję roboczo wszelkie powieści osadzone w wymyślonym świecie, po którym hasają gagatki co to i od kufla i od miecza nie stronią, ze śmiercią są za pan brat, a obozowisko w nawiedzonym lesie jest dla nich bardziej naturalnym środowiskiem niż domowe pielesze. No i lubię czytać zarówno o łotrach zacnych jak i badassach :P
UsuńPrzepraszam, że być może czepiam się słówka a treść zdania może mówić o tym co piszę ale jest już łącznie wydanych pięć tomów przygód Kociołka i jego kompani :-)
OdpowiedzUsuńNa razie eksploruję inne światy, ale dobrze wiedzieć, że jeszcze tyle Kociołka w odwodzie :)
UsuńZaciekawiłeś mnie opisem, jeśli znajdę w bibliotece - to wypożyczę :-) Łotrzykowskie fantasy rzadko gości w moim repertuarze książkowym, ale sama ta nazwa uruchamia wyobraźnię, więc może czas poszerzyć repertuar ;-) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTo polecam jeszcze nieukończoną (wielką szkoda) serię o przygodach Locke'a Lamory autorstwa Scotta Lyncha. Świetnie się przy tych książkach bawiłem :)
UsuńPS. Jeszcze raz przepraszam za milczenie, ale Blogger odciął mnie od powiadomień.
Miałam tak samo - z komentarzami - więc doskonale rozumiem :-) Dziękuję za polecenie, jak przeczytam, to dam znać jakie mam wrażenia. Pozdrawiam serdecznie :-)
UsuńI znów żadnego info o komentarzu. W ogóle Blogger tak utrudnił komentowanie nawet dla zalogowanych, że wcale nie dziwi coraz niższa ilość wpisów pod notkami. Gdybym dalej bawił się w grafomanię, to pewnie zmieniłbym platformę :)
UsuńAutora kojarzę, ale jeszcze nie czytałam nic. Recenzja obudziła moją ciekawość więc chyba się skuszę. Bardzo lubię fantazy i fantastykę wszelaką. Może mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Kasia Dudziak, Kasinyswiat
Jeżeli potrzebujesz bardziej humorystycznego fantasy - Kociołek, jeśli poważniejszego - seria Agnieszki Hałas.
Usuń