poniedziałek, 11 września 2023

Trupia otucha - Dan Simmons

Monumentalna "Trupia otucha" Dana Simmonsa, to książka obsypana nagrodami (Bram Stoker Award i Locus Award) i jednocześnie jedna z pierwszych powieści autora (1989). Niestety lektura dość odczuwalnie pokazuje, że opisywaną tu pozycję i nader entuzjastycznie przeze mnie przyjęty "Terror" (2007) dzieli przepaść jakościowa. Nie znaczy to oczywiście, że tysiącstronicowe tomiszcze należy po kilkudziesięciu stronicach odłożyć i ewentualnie zacząć używać jako obciążenia przy robieniu domowego pischingera, co to to nie. Należy jednak przystępując do lektury mieć świadomość, że ta mieszanina horroru, akcyjniaka i przygodówki ze sporą domieszką psychologizowania powstała jednak trzy dekady z okładem temu. Trzeba zatem być przygotowanym na dłużyzny (objętość nie wzięła się znikąd), niepotrzebną multiplikację intryg powodującą, że momentami akcja przybiera taki obrót, że prawdopodobieństwo trzeba zawiesić na wysoookim kołku.

Kontrolowanie ludzkiego umysłu zaprząta, nomen omen, umysły twórców od lat. W filmach (klasyczne "They live"), książkach ("Klucz do północy" D. Koontz) i komiksach, władzę nad poczynaniami jednostek czy też większych grup przejmowali zarówno kosmici jak i wysoko rozwinięta technologia. Simmons postawił na czynnik ludzki i wykreował postaci, które jakaś zapomniana ścieżka ewolucji wyposażyła w Talent, jak sami nazwali swoją niezwykłą zdolność. Talent pozwalający na wejście do głowy dowolnej osoby, przejęcie "panelu sterowania" i zmuszanie praktycznie bezwolnej kukły do wykonywania nieetycznych zazwyczaj działań. Na tym właśnie pomyśle oparł autor historię mającą swój początek przed wybuchem II wojny światowej, a która swój finał znajdzie w latach 80. dwudziestego wieku.

Siłą napędową zachodzących w powieści wypadków jest Saul Laski, więzień Chełmna i Sobiboru, cudem ocalony od obozowej śmierci z jednej strony, z drugiej zaś, z łap dysponującego wyżej wymienioną mocą, demonicznego i pozbawionego jakiejkolwiek moralności Obersta. To właśnie ich spotkanie po latach będzie iskrą, która wyzwoli reakcję łańcuchową zdarzeń, początkowo obejmującą swym zasięgiem niewielkie amerykańskie miasteczko, a z czasem eskalującą do bez mała wybuchu III wojny światowej. Brzmi jak przepis na wciągającą lekturę przy której ogryzamy paznokcie i nie możemy się doczekać co dalej? Owszem. Co w takim razie nie pykło?

Myślę, że po prostu zabrakło sentymentu, który towarzyszy mi przy ponownej lekturze Ludluma czy coraz rzadszym, nostalgicznym powrotom do Rambo czy Commando. Mimo bowiem próby podlania historii z półki "zabili go i uciekł" sosem rozważań o naturze zła, książka Simmonsa w większości składa się ze strzelanin, wybuchów, pościgów i ucieczek, które, jak się dobrze zastanowić, w dużej części nie mają najmniejszego sensu. Dobry redaktor przyciąłby tu i ówdzie co na pewno wyszłoby na dobre płynności tego akcyjniaka z parapsychologicznym aspektem. A tak mamy dość nierówną powieść przez którą albo się pędzi jak na skrzydłach albo w której topimy się jak mucha w miodzie. I jak lubię takie tomiszcza, bo to miło przywiązać się do bohaterów i nie za szybko wychodzić z ich świata, tak tutaj, gdzieś od połowy książki, siedział w mojej głowie, jak w karocy, osioł i cmokając pytał: "Daleko jeszcze?".

I żeby zakończyć pozytywem - wizualnie wydanie prezentuje się naprawdę godnie.

17 komentarzy:

  1. Mam to na póleczce w poprzednim wydaniu i trochę mi entuzjazm opadł, panie kolego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to ja bym prosił czytać i pisać, a nie że zraziłem do lektury :D

      Usuń
    2. Mam parę innych Simmonsów, ponoć lepsiejszych. no ale kiedyś przeczytam, to zajmuje pół metra półki, jakieś kroki mogą być potrzebne, decyzja, czy zostawić, czy jednak usunąć :P

      Usuń
    3. Bosz, to dobrze, że dopiero po lekturze te porządki planujesz, bo gdyby tylko na podstawie mojej notki, to mógłby mnie przygnieść ciężar odpowiedzialności :D A tak poza tym, to już widzę jak Ty to tniesz i w ten sposób oszczędzasz miejsce na półce nie tylko sobie :)

      Usuń
    4. Ostatnio tnę bez mrugnięcia okiem i nawet mi ręka nie drgnie, jestem potentatem vinteda :D

      Usuń
    5. JAK? Mnie wciąż serce łka, gdy mam się pozbyć fajnej książki (a potem i tak nikt jej nie kupuje).

      Usuń
    6. @Agnes: myślę o tym, że moje dzieci zrobią z niej masę spadkową i wywalą na makulaturę. To już wolę sam na niej zarobić piątaka i se lizaka kupić :)

      Usuń
    7. @ZwL Bardziej myślałem o takim redakcyjnym niż handlowym odchudzaniu :P No i uważaj, bo jako potentat platform sprzedażowych możesz trafić na dywanik US :P
      @Agnes Mnie łka tylko przy dziecięcych, ale trzymam się twardo i nie wyprzedaję z myślą o przyszłych pokoleniach :D

      Usuń
    8. Potentat, a juści, ostatnio ktoś kupił starocia za trzy złote, na tasmę klejącą do paczki więcej wydałem. Ale mam centymetr wolnego miejsca na półce :P

      Usuń
    9. @ZwL Ja próbuję sprzedać parę przedmiotów za półdarmo, ale chętnych brak. Ewentualnie odbieram telefony czy bym nie mógł tego przedmiociku podrzucić te 40 km do zainteresowanego (przedmiot za 20 PLN). Za to te wystawiane do oddania znikają jak sen jaki złoty :P Słowem, nie nadaję się na handlowca :(

      Usuń
    10. Ja się z podobnym skutkiem próbowałem pozbywać ubranek po dzieciach, zero zainteresowania, nawet za darmo. Ale książki schodzą całkiem nieźle.

      Usuń
    11. Podsumowując, poopy z nas, a nie marketingowcy :P A wracając do tematu, to musiałbym być troszkę większym fanem Simmonsa, żeby akurat tę cegłówkę postawić na półce. Chętniej oddałbym to miejsce Brazos. Całe szczęście nie kupuję już prawie w ogóle papieru, a na półkach mam jeszcze trochę luzu na egzemplarze opierające się digitalizacji :)

      Usuń
    12. Jak towar niechodliwy, to i demon marketingu nie pomoże :P

      Usuń
  2. Mam wrażenie, że po "Terrorze" każda inna książka Simmonsa wydaje się ciut gorsza. No i sięga się, sięga, z nadzieją, że może jednak nie, ale jednak tak.
    Agnes.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zbyt dużego materiału porównawczego, bo oprócz Drooda i Endymiona, to chyba nic więcej nie czytałem. Niemniej będę jeszcze próbował, bo mimo zastrzeżeń Simmons pisze naprawdę nieźle :)

      Usuń
    2. U mnie jeszcze Piąty Kier,Abominacja... zapomniałam o Hyperionie, to jest jednak 6/6.

      Usuń
    3. "Piąty kier" zaanektował Starszy (sic!) i donosił, że nader mu się podoba. Jak oddam opisywaną kobyłkę do biblio (dziś zapomniałem) i zwolnię miejsce na stoliku (bo teraz nic innego oprócz "Trupiej ..." się nie mieści), to może rzucę okiem :)
      Hyperion, w którymś momencie (chyba gdzieś pośrodku "Upadku ...") mnie przerósł i nie dokończyłem cyklu :(

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."