Ale do brzegu. "Ze wspomnień ...", to historia pewnego dobrze zapowiadającego się młodego człowieka. Pracownik banku, z perspektywami na kolejne awanse, nieźle zarabiający, oszczędny, bez nałogów, cyklista z własnym mieszkaniem, po prostu partia prima sort! Jak pisze sam autor:
"(...) Bo i naprawdę, czy może być coś więcej interesującego niż dobrze zbudowany blondyn, cyklista, z niebieskimi oczyma, niezłą pensją i widokami na przyszłość?".
Szkopuł w tym, że człek to kochliwy strasznie, a na dodatek imaginacja jest jego piętą achillesową. Po prostu rzeczywistość nie chce dorównać temu co wyobraża sobie nasz bohater, a wyobraża sobie historie nie lada. Każdą z sobą w roli głównej i kolejnymi bogdankami w rolach drugoplanowych. Kłopoty w jakie wpędza go ten stan rzeczy są kanwą opowieści. A gdzie rower?, spytacie. Otóż jest miejsce i na rower. Prus ustami książkowego lekarza nakazuje rzeczonemu Fitulskiemu leczyć złamane serce i miłosną obsesję rowerowymi wycieczkami za Warszawę. Młodzieniec bierze sobie receptę do serca i podczas rowerowej eskapady, na którą wyruszy, dozna uczuciowych uniesień, a jednocześnie uraczy nas obserwacjami życia na przedmieściach i prowincji.
Jakże świetnie pan Bolesław odwrócił role i miast szukającej partii dziewoi zaprezentował nam młodzieńca, który nie ustaje w próbach odnalezienia drugiej połówki. Jakże pięknie portretuje postać urzędnika, który z jednej strony jest wcieleniem trzeźwego myślenia, kiedy prowadzi buchalterię, z drugiej, romantycznym lekkoduchem, który na sam widok ładnej buzi oddaje jej właścicielce serce i portfel (pod warunkiem, że luba dysponuje sutym wianem, o czym wielce lubi fantazjować, podobnie jak o swoich bohaterskich czynach). Rzuca tu Prus pomost między romantyzmem (rycerskie czyny, których dokonuje w głowie Anastazy), a pozytywizmem (praca u podstaw, którą Fitulski prowadzi na rzecz lokalnych społeczności, również w głowie, rzecz jasna). Przy okazji dostaje się chłopom, kupcom, mieszczanom, młodzieży czy ziemianom, których nasz cyklista w zależności od rozwoju sytuacji raz chwali pod niebiosa, a raz potępia w czambuł, przy czym tempo zmian w jego podejściu do ludzi czy sytuacji potrafi przyprawić o zawrót głowy.
Jak na półtorej setki stron jest w tej książeczce sporo treści. Znajdziemy tu miłość Prusa do stolicy:
"Warszawa jest miastem wesołym i wygodnym, gdzie na przestrzeni stu kroków można znaleźć zaspokojenie wszelkich potrzeb i przyjemności życia",
obiegowe opinie o różnych grupach społecznych:
"Chłopu nie poradzi nie tylko tyfus, ale nawet zgniła gorączka... Ma żyć, będzie żył, ma ginąć, zginie... Ale panu zaszkodzi nawet ten wiatr, co szelepie między liśćmi...",
zachętę do zdrowego stylu życia:
"Jako zaś cyklista, posiada pan lekarstwo mocniejsze od wszelkich narkotyków... to jest rower. Gdy zacznie pan jeździć na rowerze, byle z rozwagą, nie męcząc się, wówczas muskuły będą pracowały, a nerwy odpoczną..."
i wiele więcej. Jest pouczająca historia o wartości edukacji, rzecz o migracji zarobkowej czy specyficznym podejściu do ekonomicznego patriotyzmu. Pyszna rzecz! I to za kompletną darmoszkę.
O książce, w o wiele lepszej i bardziej skondensowanej formie, pisały również
O ile pamiętam z jakiejś biografii, Prus nie tylko propagował rowerowanie, ale i sam jeździł. Co prawda nie wiem, jak łączył to ze swoją agorafobią, ale jednak.
OdpowiedzUsuńW odmętach internetów znalazłem taki tekst: - Bodajbyśmy doczekali w zdrowiu: tak tanich rowerów, ażeby nawet najskromniejszy pracownik mógł zdobyć się na kupno tej szacownej machiny. Tak wygodnych dróg bocznych, ażeby po najgorszej z nich mogli jeździć - pisał o tym już w 1896 roku w księdze pamiątkowej Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów. . I wykrakał, bo ze swojej perspektywy widzę ilu cyklistów mamy dzisiaj. Choćby nawet tych najbardziej okazyjnych, prawda? :D A i drogi, szczególnie właśnie te boczne, też niczego sobie.
UsuńJa bym stanu dróg bocznych aż tak nie zachwalał, chyba że szosą po asfalcie (chociaż u nas te boczne asfalty to głównie dziury). A co do taniości rowerów, to zależy, co kto sobie wybierze, słyszę czasem, że ktoś kupił dzwonek droższy niż cały mój rower :D
UsuńRozumiem, że ten dzwonek krawaty wiąże i przerywa ciążę 😂
UsuńZapewne, choć równie dobrze może być z kosmicznego stopu tytanu ze łzami anioła.
Usuń@ZwL u mnie wioskowe asfalty stoją dziesięć klas wyżej niż nędza dróg wojewódzkich na przykład. Z tych drugich i tak zazwyczaj nie korzystam. I owszem, spotykałem drogi lokalne, gdzie nawet slalom nie pomagał ominąć dziur, ale jednak zdecydowana większość, to drogi z niezłym asfaltem.
UsuńCo do lansu na drożyznę, to powiem tak: jeżdżę 15letnim crossem, w którym najdroższym elementem jest plecione na zamówienie tylne koło, które ma za zadanie wytrzymać w terenie przewóz mojego ciężkiego tyłka i góry klamotów w sakwach. No i ponoć nie rower się liczy tylko rowerzysta :P
Też jeżdżę starociem za grosze, ale mi nie przeszkadza, leśne dróżki wytrzymuje, a bajerów mi nie potrzeba, ledwie umiem przerzutki zmienić :)
UsuńNie pisze się "jeżdżę starociem", tylko "użytkuję piękny egzemplarz retro / vintage" :P
UsuńKiedy on jeszcze nie jest retro, co najwyżej dawno niemodny :D
UsuńDémodé brzmi o wiele bardziej intrygująco :P
UsuńNo tak, po francusku wszystko brzmi lepiej :D
Usuń„….słyszę czasem, że ktoś kupił dzwonek droższy niż cały mój rower :D...”
UsuńParę lat temu mój klient, zapalony rowerzysta, kupił rower za… $18,000 (kanadyjskich wprawdzie, = ok. $13,000 US). Gdy go się spytałem, jakie używa zabezpieczenia przed kradzieżą, odpowiedział, że żadne—cały czas rower ma ze sobą!
„...jeżdżę 15letnim crossem, w którym najdroższym elementem jest plecione na zamówienie tylne koło…”
„...też jeżdżę starociem za grosze...”
Najważniejsze, że JEŹDZICIE! Na pewno są tacy, co mają drogie, pięknie wyszykowane i świecące się rowery, które 99% czasu spędzają w garażu. Nie tylko rowery zresztą.
„...Nie pisze się "jeżdżę starociem", tylko "użytkuję piękny egzemplarz retro / vintage..."
Świetnie powiedziane! Do ubiegłego roku posiadałem samochód, który miał 30 lat i gdy przekroczył 25 lat, chwaliłem się, iż jeżdżę antykiem. Obecne auto właśnie obchodziło swoje 22-gie urodziny i zawsze z przyjemnością podkreślam jego wiek i zalety—m. in. prawie kompletny brak elektroniki, szyby na korbki i drzwi otwierane na kluczyk. A co najważniejsze, nie muszę się prawie obawiać, że nagle będzie ukradziony, co tutaj się niezmiernie często zdarza. Niestety, już drugi raz w tym roku jest u mechanika i nie bardzo wierzę, czy osiągnie ćwierćwiecze i stanie się antykiem...
Chociaż francuskiego nie znam, bardzo podoba mi się „Démodé.” Może przyczynić się do wielu oszczędności finansowych—zamiast tłumaczyć się, dlaczego od kilku (lub więcej) lat np. nosi się to samo ubranie, wystarczy wypowiedzieć to magiczne słowo—i już na człowieka patrzą, że ma wyrafinowany smak!
Zawsze na dość często zadawane mi pytanie jaki rower kupić żonie/sobie/dziecku, odpowiadam że taki, na którym żona/ty sam/ dziecko, będziecie jeździć. Doceniam rozwiązania techniczne, które ułatwiają jazdę (i nie mam tu na myśli silników elektrycznych), ale jak sam wspomniałeś, żeby rower pojechał potrzebny jest rowerzysta. Ja zarówno do roweru jak i auta podchodzę w sposób użytkowy i nie poświęcam godzin wolnego czasu na ich "dopieszczanie". Dbam technicznie i staram się jak najwięcej korzystać (z roweru, bo prowadzić nie cierpię :P ). I niezbyt mi się to udaje :(
UsuńA opinią na temat mojego ubrania/roweru dawno przestałem się już przejmować i zawsze bawi mnie zdziwiony wzrok prawdziwych kolarzy, którzy widzą na moich nogach wsuwane półbuciki albo adidasy, które mają tyle dziur, że dawno przeszły do kategorii "sandały", ale mają taki bieżnik, że można w nich schodzić z pionowej skały :D
Ale przyjąłeś zawrotne tempo publikacji :) I mnie się też wydaje, że gdzieś mi mignęło iż Prus sam był też cyklistą. Zadziwiające, jak w tak niewielkiej objętościowo opowiastce pomieściło się tyle treści.
OdpowiedzUsuńPewnie wkrótce mi przejdzie :) Korzystam, póki mi się chce. Tak, Prus był cyklistą. Zresztą zawarte w opisywanej książce opisy stroju czy samego pojazdu wskazują poniekąd, że temat nie był mu obcy.
UsuńOj tam, nie zakładaj z góry i jak piszesz- pisz, póki wena i chęci:)
UsuńJak mawia się w pewnych kręgach: na przypale albo wcale :P
UsuńSuper, że o tym napisałeś, zaraz poszłam poszukać, bo mam tylko WYBÓR pism Prusa, ale okazało się, że trzeci tom nowel w tym wyborze zawiera "Ze wspomnień cyklisty", więc wpisuję sobie na listę 😉
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że gdyby nie wyzwanie Trójki e-pik, to pewnie ten Prus nieprędko, o ile w ogóle, trafiłby w moje ręce. Bardzo fajna inicjatywa, która poszerzyła spektrum moich czytelniczych wyborów :) Miłej lektury.
UsuńKiedyś też uczestniczyłam, ale w pewnym momencie powiedziałam sobie, że czytanie to przecież przyjemność, więc nie będę się zmuszać do czegoś akurat dlatego, że jest wyzwanie 😉 Za to listę "na potem" zawsze chętnie uzupełniam!
UsuńJa mam ostatnio kryzys decyzyjny, więc wyzwanie podejmuje (po części) decyzje za mnie. I może to szczęście początkującego, ale przeczytałem naprawdę niezłe książki :D Będę kontynuował :)
UsuńCieszę się, że i Tobie Cyklista się spodobał, dzięki za miłe słowa rekomendacji. Ta książka jest tak uroczo wiosenna, taka ożywcza - jak wiaterek w ciepły majowy dzień.;)
OdpowiedzUsuńOżywcza i krotochwilna, ale też opowiadająca o sprawach niełatwych i nie mam tu na myśli sercowych przejść głównego bohatera. A rekomenduję, bo uważam, że dobrze znać inne spojrzenie niż tylko to autora bloga. Nawet jeśli akurat w tym przypadku patrzymy obydwoje w jedną stronę :D
UsuńBardzo ciekawy blog! Na pewno będę częściej odwiedzać. Zapraszam też na mojego nowego bloga - mylifeline.
OdpowiedzUsuńA dziękować :) Niestety mój lajf nie ma żadnego stajla, więc nie chadzam po blogach poruszających takie tematy. Niemniej dzięki za zaproszenie :D
UsuńA ja o rowerach nic nie znalazłam...poza turystycznymi przewodnikami, co jakoś mi nie pasowało ...Też biorę udział w tym wyzwaniu :) I czasem takie trafiają mi się pozycje, po które sama chyba bym nie sięgnęła ;) Jednak tego cyklistę to jeszcze poszukam...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Moja metoda - wstukanie słowa klucza na LC. Wpisujesz rower i już masz: świetne pamiętniki Nowaka, wyprawy Robba, powieść Antoniny Kozłowskiej. Tylko braść! :P A wyzwanie jest fajnym powodem żeby wyjść poza swoją strefę czytelniczego komfortu :D
UsuńJa po skończeniu szkoły średniej długo miałam uraz do autorów lektur szkolnych. Jednak ostatnio powoli zaczęłam się przełamywać i być może nadrobię zaległości związane z twórczością Prusa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Natalia
Ja co prawda urazu nie miałem, ale wiele szkolnych lektur przeczytałem z przyjemnością dopiero w czasach poszkolnych. W LO jako odskocznię dla obowiązkowych ramot traktowałem, masowo czytane, horrory i książki sensacyjne :)
UsuńChciałbym jeszcze dodać, że słowo "cykliści" zawsze kojarzyło mi się z pewnym powiedzeniem o Żydach, które udało mi się znaleźć na Internecie (https://kurekmazurski.pl/cyklisci-2020020461872/):
OdpowiedzUsuń"Na zakończenie, zgodnie z obietnicą, wrócę do czasów przedwojennych i przytoczę anegdotkę związaną ze słowem cyklista. Otóż w latach dwudziestych antysemickie grona dziennikarzy, opisując pewne niedostatki w kraju, rozpowszechniały opinię „wszystkiemu winni są Żydzi”. Ówczesny znakomity poeta, ale przede wszystkim felietonista, żydowskiego pochodzenia, Antoni Słonimski, w jednej ze swoich prasowych publikacji prowokacyjnie napisał „wszystkiemu winni są Żydzi i cykliści”. Do redakcji jego periodyku nadesłano wówczas mnóstwo pytań: „dlaczego cykliści?”. O to mu chodziło. Miał okazję odpowiedzieć tak jak zamierzał: „a dlaczego Żydzi?”"
Znamy, znamy. No i przypomniałem sobie, że utknąłem w połowie "Gwałtu ...", gdzie zdarzały się perełki w rodzaju słynnej już "Ćwiartki papieru", ale i też teksty poprawne, ale zupełnie nieporywające :)
Usuń