czwartek, 17 lutego 2011

"Czerwony rower" Antonina Kozłowska


Ile to razy wzdychasz skrycie, bądź, jeśli jesteś cholerykiem, krzyczysz głośno, że dorosłość jest do bani i najlepiej to było za młodego. Do szkoły się chodziło, bąki zbijało, kumpli/kumpele miało, noż zero zmartwień, sielaneczka, ot, czasem jakiś trep groził na półrocze, ale się fałd przysiadło i czarna chmura odpływała jak sen jaki złoty. Żyć nie umierać. I co z tego, że komuna była, cukier na kartki, w zimę obciachowe nowe targi na nogach czy kurtka ze skórkowych łatek na grzbiecie. Przecież było też fajnie. Plakaty Sandry i Sabriny z “Zielonego Sztandaru” wystane i zdobyte w sobotnie ranki, piwko nieśmiało sączone za starą mleczarnią, puszki po peweksowych napitkach zbierane na półkę i takież (z Pewexu) pudełka z fajek na słomiankę …
“Czerwony rower” to specyficzna machina czasu, która starego chłopa przeniosła z powrotem do podstawówki i liceum. Nie szkodzi, że rzecz jest o czterech dziewczętach i z ich punktu opisuje czasy mojej młodości. Wystarczy, że to co było udziałem Beaty, Gosi i Karoliny “przetłumaczyłem” na męski i już wspomnienia zaczynały się tłoczyć. I teraz pytanie, czy rzeczywiście chciałbym wrócić do szczenięctwa, czy też, jak bohaterki książki, zdecydowanie nie chcieć powtórki tego okresu w życiu. Hmm …
Trochę żałuję, że nie ma (choć stuprocentowej pewności nie mam) męskiej wersji “Czerwonego roweru”. Ale tak o! Kapkę. Bo książka jest naprawdę świetnie skonstruowaną historią o dorastaniu, o stosunkach panujących w szkole, o mrocznych tajemnicach młodości i o tym, jak to kim w szkolnej hierarchii byliśmy, determinuje to kim jesteśmy. Co ważne, jest zaskakująco aktualna, bo to co się dzieje w szkołach, wbrew temu co podpowiada niektórym pamięć (“Za komuny, panie, to mores był!”), wcale się tak znowu od współczesnych stosunków tam panujących, nie różni. Wciąż młodzi ludzie potrzebują akceptacji i wstępu do grupy będącej na topie. Wciąż ryzykują chcąc zaimponować i zrobią wszystko by postawić na swoim. I tak samo jak kiedyś szukają pomocy u zabieganych dorosłych, a nie znajdując jej, biegną do kumpli i psiapsiółek.
Mógłbym o tej książce długo, ale zamiast czytać mnie, poczytajcie lepiej ją samą. Dajcie się wciągnąć w dzieje wyniosłej Beaty, chwiejnej w uczuciach Karoliny czy mediatorki - Gosi. Ci z Was, którzy są w wieku okołojezusowym, dostaną bonus w postaci “kapsuły czasu”. Młodszym zachwyt enerdowskim wiecznym piórem i zazdrość o nie może zakrawać na fantastykę, ale zaręczam, tak było. Zatem, do dzieła, bo w sumie jedyne co mogę autorce książki zarzucić, to jakieś obsesyjne używanie kostki bauma jako synonimu bylejakości. Tak poza tym, to dobra proza.

9 komentarzy:

  1. Fakt, z tą kostką bauma autorka ma wyraźnie na pieńku:).
    Jeśli chodzi o opinię o rowerze- podpisuję się pod Twoją wszystkimi kończynami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zasadzam się na tę książkę już od dawna, ale jakoś nie mogę trafić na nią w bibliotece, a mój studencki portfel zerka raczej w kierunku półki z pieczywem niż na półkę z książkami ;) Natomiast co do samej treści książki i jej aktualności - czasy może się zmieniają, ale ludzie i ich potrzeby nie. W innym przypadku nie miałyby większego sensu nauki takie jak np. socjologia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Choć sama nie zaznałam PRL-u i wiekowo dotyczą mnie raczej te wpisy prowadzone przez trzecioosobowego narratora, to i tak w książce się zakochałam. To wspaniała podróż w czasie - masz rację. Ja wychyliłam się nieco do przodu, mogąc spojrzeć na swoją teraźniejszość z dystansem, a także znowu zejść na ziemię ze swoimi marzeniami dotyczącymi przyszłości...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Do swojej podstawówki za nic bym nie wróciła, ale ta "kapsuła czasu" brzmi bardzo kusząco... może kiedyś sięgnę po "Czerwony rower".
    A ja miałam chińskie pióro. Wystane w długiej kolejce...

    OdpowiedzUsuń
  5. swietna ksiazka tyle wspomnien w niej z mojej 'mlodosci' ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. No i patrz, jak Ci to zgrabnie wyszło. Dużo o emocjach towarzyszących czytaniu, mało o treści, enigmatycznie i tajemniczo.

    OdpowiedzUsuń
  7. O - tej okładki nie widziałam. Świetna książka, o czym już też pisałam u siebie:)Nie ma co za długo opisywać, choć kusi, bo człowiek przeżywa nagle deja vu i chce to ogłosić wszem i wobec:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z chęcią bym przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To ja chętnie do tej kapsuły wsiądę i przeniosę się w czasie - ależ mnie ta książka zaintrygowała.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."