piątek, 7 października 2011

"Dziewczyna, która igrała z ogniem" Stieg Larsson

Kiedy skończyłem pierwszy tom trylogii “Millenium” wiedziałem, że kiedyś do niej wrócę. Oczywiście dla Salander, a nie, z deczka wkurzającego, Blomkvista. Nie miałem jednak parcia, bo raz, że autor był na tyle uprzejmy i “Mężczyzn …” nie urwał w pół słowa i jednej trzeciej akcji, dwa - pozostałe tomy to jednak kobyły, a ja nie miałem akurat nastroju na hippikę. Przyszedł jednak czas na lekturę “Dziewczyny …” i wtedy, o dziwo, okazało się, że nie jeździectwo przyjdzie mi uprawiać, a boks. Bo też i naboksowałem się z tą książką …
Pierwsze wyjście na ring i od razu cios na korpus. Błędy i językowe niezgrabności, i to już na pierwszej (a właściwie piątej) stronie. “Całkowite odosobnienie sprawiało, iż wszystkie delikatne bodźce, którymi w innej sytuacji w ogóle nie zwróciłaby uwagi, bardzo zyskiwały na sile”. Albo dalej: “Pierwszy pojawił się reporter (...). - Cześć, Blomkvist, mówi Nicklasson.”, czyli się jednak nie pojawił, a zadzwonił. Takich uderzeń dostałem jeszcze kilkanaście, mimo że, teoretycznie, w moim narożniku byli: redaktor i dwie korektorki. Ale rozumiem, książka gruba … Zebrałem się więc do dalszej walki. Groźnym prawym prostym okazało się, znane już z pierwszego tomu, zamiłowanie autora do szczegółowej charakterystyki opisywanych rzeczy. Przez jednych nazywane listami zakupów Larssona, przez innych, lokowaniem produktu. Kolejne czytanie ile RAMu miał czyjś komputer, czy jakiej marki sofę kupiła Lisbeth w Ikei oraz jakiego kształtu i wielkości były dołączone do niej pufki, znacznie osłabiało moją wolę walki. Ale że twardy ze mnie gość, zdzierżyłem. Potem było parę lekkich stuknięć na gardę, czyli wtrącanie angielskich powiedzonek, których stosowanie nie miało dla mnie sensu, ale być może Szwedzi tak mają. No i próba KO przez zapodanie końcówki, którą znana z reklamy łyżka bez problemu mogłaby skwitować swym najbardziej znanym grepsem.
A jednak, gdy przewróciłem ostatnią kartkę “Dziewczyny …” od razu sięgnąłem po “Zamek …”. Tym razem bowiem autor skończył w połowie afery i inaczej się nie dało. No i, gdyż, ponieważ, jest w tym cyklu jakiś magnetyzm, który nie pozwala machnąć ręką na losy wytatuowanej mini kobietki. Ech, Salander, masz we mnie kolejnego męskiego sprzymierzeńca.
PS. O “Zamku …” pisał nie będę, bo sensu nie widzę. Przeciwnika już znam, zestaw ciosów pewnie podobny, to po co?

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam całą trylogię, jak i samą Salander. Niesamowita, charyzmatyczna postać. 'Dziewczyna...' to moja ulubiona część :).

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobała mi się całość, chociaz przyznam, że po kilku pierwszych stronach pierwszej części miałam ochotę odrzucić ze wstrętem. Blomkvist mi nie wadził, Salander polubiłam.
    Z błędami nie miałam okazji się zetknąć ponieważ nie czytałam polskiej wersji (na szczęście jak widać),obcojęzyczne były tańsze (!!!).

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie godna uwagi i czytania jest tylko pierwsza czesc. Im dalej w las tym gorzej. Oczywiscie ja glupia kupilam wszystkie 3, ale na szczescie problemu ze odsprzedaza nie bylo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się całkowicie z Ann, tylko pierwsza część. Kolejne dwie to jakieś absurdalne nagromadzenie teorii spiskowych i niestabilnych psychicznie ludzi... Ale w sumie ja zawsze wolałam Bloomkvista, Salander wywoływała we mnie coraz częstsze napady irytacji. I "Zamku..." już nie doczytałam do końca.
    Najwyraźniej trylogia Larssona prowadzi do dwóch obozów, wkurzającego Bloomkvista albo irytującej Salander :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niby narzekasz, ale po "Zamek" od razu sięgasz :)
    Ja łyknęłam trylogię jak młody pelikan, jakby było więcej, też bym łyknęła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Caroline Ratliff A ja już żałuję, że od razu rzuciłem się na "Zamek ...". To co drażniło w "Dziewczynie ..." w połączeniu z wkurzaczami z "Zamku ..." sprawiło, że jakoś utknąłem w połowie. No i Salander w części trzeciej (na razie) tyle co kot napłakał :(
    C(w)P Ja zawsze czytam co najmniej setkę stron, zanim rzucę. A o czytaniu po angielsku już nawet nie myślę. Czasu brak na naukę :(
    ann Eee, "dwójka" jeszcze możliwa, ale w "Zamku ..." utknąłem. Za dużo dłużyzn i wątków pobocznych. O, ten o Berger bym bez stresu wywalił!
    liritio Ja Salander lubię, bo też kiedyś byłem burkliwym, ubranym na czarno i oglanowanym gościem w typie "ja kontra świat".
    Agnes O widzisz, a ja nie. Trochę mnie przytkało przy "Zamku ..." :D

    OdpowiedzUsuń
  7. No to mnie zaskoczyłeś. wszędzie słyszę same achy i ochy. Właśnie przyniosłam z biblioteki - po dość ciężkich bojach o nią. I to właśnie Dziewczynkę - zobaczę - choć już podchodzę z rezerwą....

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."