czwartek, 3 listopada 2011

“Szklany zamek” Jeannette Walls

Pewnie zabrzmi to strasznie górnolotnie, ale na nasz odbiór książki wielki wpływ ma rola, którą w danej chwili, chwili lektury, odgrywamy w życiu. Prochu nie wymyśliłem, ale prawdziwość tej myśli uderzyła mnie podczas lektury “Szklanego zamku” Jeannette Walls. Książki, która jest zapisem dzieciństwa spędzonego w …, no właśnie, jakiej rodzinie? Patologicznej? Nowoczesnej? Artystycznej? Wolnej od konwenansów? To właśnie na ten temat toczyła się nasza rozmowa podczas sąsiedzkiej posiadówki sprzed blisko miesiąca, a ja po cichu zastanawiałem się, czy gdybym sam nie był rodzicem, lektura “Zamku …” byłaby dla mnie równie silnym przeżyciem. Podejrzewam, że nie.
Jedno trzeba autorce przyznać, opowiedziana przez nią historia sprawiła, że dyskutanci pojawili się na miejscu spotkania strasznie nabuzowani. Żeby się wygadać, potępić w czambuł i zmieszać z ziemią rodziców Jeannette. Czy jednak należy się dziwić ludziom, którzy przeczytali o ojcu alkoholiku, rozwalającym dzieciom świnkę, żeby mieć za co chlać i matce z artystycznymi ciągotkami, która wydaje ostatnie pieniądze na płótno i farby, a potem schowana pod kocem żre czekoladę, podczas gdy jej pociechy wybierają resztki ze szkolnych śmietników, bo od kilku dni nie miały nic w ustach? Należało się, tym zaczadzonym duchem anarchizmu i zapatrzonym w resztki wolnościowych idei dzieci kwiatów, oszołomom, oj należało.
Z drugiej strony, oponowałem, były też dobre chwile, a niefrasobliwość rodziców dawała również pozytywne rezultaty. Dzieci nauczyły się samodzielności, uwielbiały czytać i uczyć się, potrafiły opiekować się sobą nawzajem. Ale dziewczyny wyciągały kolejne działa i bach: ojciec biorący nieletnią córkę do noclegu klubu, żeby rozkojarzyła kumpla od bilardu, matka, która nie zauważa, że wypada jej z auta dziecko. Próbowałem oponować, że “kto z was jest bez grzechu …”, ale tylko popatrzyły znacząco. I wtedy pomyślałem, że tak, że choć sam nie jestem ideałem ojca, rzuciłbym ten kamień, bo być może on wstrząsnąłby tą dwójką na tyle, by dostrzegli jak bardzo, forsując swój styl życia, krzywdzili swoje dzieci.
Ostatkiem sił sięgnąłem po argument z blurba, że: “O dziwo, w dorosłym życiu wszyscy wyszli na ludzi.” Ale i ten mój oręż, jako adwokata diabła, szybko został mi wytrącony z ręki przez Sąsiadkę, która wskazała fragmenty z dorosłego życia bohaterów książki, świadczące o szkodliwym nań wpływie nietypowego dzieciństwa.
Myślę, że “Szklany zamek” możemy uznać za najlepszą lekturę tegorocznych spotkań naszego DKK. Bezkompromisowe rozprawienie się z własną przeszłością wyszło autorce świetnie i choć tyle czasu minęło od lektury, niektóre sceny wciąż we mnie i, śmiem twierdzić, w dziewczynach, tkwią. Mocna rzecz. Polecamy!

16 komentarzy:

  1. Skoro aż tak dobra recenzja,to książka musi być na pewno warta przeczytania. Jeśli ją kiedyś spotkam,to z pewnością przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja żona, opowiadając o kolejnej porażce wychowawczej znajomych, stwierdza zwykle: "Nawet nie wiemy, jakie mamy grzeczne i kochane dzieci":) A wszystko dlatego, że nasze spokojnie zniosło wizytę u dentysty, a cudze urządziło piętrową histerię w poczekalni:P Mnie rola ojca daje znać o sobie głównie przy czytaniu holokaustowych wspomnień; rozpadam się na kawałki, a potem koniecznie muszę spojrzeć, czy się nie rozkopały przez sen.

    OdpowiedzUsuń
  3. zwl- ojtam piętrowa histeria, znam takich, co gdy dziecko zbyt dobrze znosi procedury medyczne dopatrują sie w tym zaburzeń integracji sensorycznej:).
    P.S. idę zjeśc czekoladę pod kocem, tak, żeby nikt nie widział.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Iza: znowu używasz terminów, których nie rozumiem, ale nie będę sprawdzał na wszelki wypadek, gdybyś mnie obrażała:P
    A ten, kto po kryjomu nie zeżarł czekolady, niech tu pierwszy rzuci torebką mieszanki wedlowskiej:))

    OdpowiedzUsuń
  5. o mnie też ta książka denerwowała swego czasu :)
    http://jutrofutro.blogspot.com/2011/01/dzia-przerywniki.html
    ale fakt, czyta się świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Miravelle To oczywiście zależy od czytającego, ale moim zdaniem warto.
    ZWL Nam też się zdarza chwila refleksji pt. "Te nasze nie takie złe", ale potem przychodzi Wielka Afera z Powodu Nie Tych Butów i refleksja mija. A rozkopanych nie poprawiam, bo musiałbym siedzieć ciupasem przy łóżku. Czasem zastanawiam się nawet, czy nie sprzedać szymkowej kołdry na Allegro :D
    Iza To pewnie grupa rodziców przesyconych poradnikami. Ja z kolei należę do grupy poradnikowo dziewiczej, nad czym ubolewam, bo jednak jakaś fachowa wiedza by się przydała. A słodycze też zżeram po kryjomu, ale to dlatego, że babcia dokarmia w czasie naszej nieobecności :)
    zakurzona Książka denerwowała, bo ja jestem rodzic ortodoksyjny. Dziecko musi mieć co jeść, co pić, w co się ubrać, a dopiero potem ja będę jadł, pił i się ubierał :) Nie jestem co prawda modelem ojca idealnego, który olewa swoje potrzeby, byle tylko dzieci były szczęśliwe, ale też i nie forsuję własnej wolności do tego stopnia, by je krzywdzić. Ech, kurka, nie wiem jak to wyrazić, żeby było zrozumiałe :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ZWL- ja Cię nie obrażam, ciesz się, że do puszczańskich placówek edukacyjnych nie dotarła ta moda:).

    OdpowiedzUsuń
  8. @Iza: to się dopiero okaże, czy nie dotarła:P

    @Bazyl: nie wiem, czy Zakurzona zrozumiała dokładnie Twój wywód, ale ja tak, mam tak samo:)

    OdpowiedzUsuń
  9. no właśnie. mnie wkurzała, bo mam dzieci. myślę, że gdybym przeczytała ją mając 20 lat, zwróciłabym większą uwagę na inne wątki. ale, jak pisałam w swojej króciutkiej recenzji, jak wkurza, znaczy że dobrze napisane ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Po zobaczeniu okładki w życiu nie sądziłabym, że ta lektura opowiada o takich rzeczach.. Muszę przeczytać, bo widzę, że budzi emocje.

    OdpowiedzUsuń
  11. No teraz to troszkę Ci tego klubu pozazdrościłam, no.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy ja tę książkę czytałam rodzicem jeszcze nie byłam, ale oburzałam się na tych Wallsów, a jakże! W głowie mi się nie mieściło, żeby tak dzieci traktować, zostawiając je same sobie, ale z drugiej strony - dzieci były samodzielne, mądre, oczytane, na swój sposób szczęśliwe ( choć zapewne wolałyby konkretny obiad, a nie szklane zamki i gwiazdy na niebie). Pamiętam, że i u nas po lekturze była burzliwa dyskusja, zmierzająca raczej w jedną stronę, bo nikt nie bronił tych rodziców, zastanawialiśmy się tylko, czy te wspomnienia nie są przejaskrawione.
    Tak czy owak, polecam!

    OdpowiedzUsuń
  13. A pamiętacie, że podobny motyw był u Lucy Maud Montgomery? "Dolina Tęczy" to była chyba i dzieci nowego pastora Mereditha - z całą pewnością zaniedbane i puszczane samopas.

    OdpowiedzUsuń
  14. No ale jednak nie do tego stopnia, jeść dostawały od ciotki:) Bardziej były zaniedbane w kwestii sawuarwiwru:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Sara Deever Oj budzi, a szczególnie chyba w rodzicach właśnie.
    Agnes Ale czemu. To w końcu tylko ja, moja Żona i Sąsiadka oraz szumna nazwa :D
    Agnesto O widzisz! Tego wątku nie poruszyłem, ale podczas czytania też przyszło mi do głowy, czy można zachować tak szczegółowe wspomnienia sprzed, było nie było, kilkudziesięciu lat. Najwcześniejsze pochodzi z czasów gdy autorka była bodaj trzylatką. Ja tam nic z tego okresu nie pamiętam, ale ponoć im człowiek starszy tym bardziej mu się pamięć długotrwała wyostrza :)
    Agnes, ZWL Nie uwierzycie, ale nie czytałem żadnej z książek LMM :(

    OdpowiedzUsuń
  16. Bazylu, ja już jestem w stanie uwierzyć we wszystko:)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."