Już
prawie dwa tygodnie minęło od naszego spotkania, którego tematem był
“Długi marsz” Sławomira Rawicza, a ja ciągle nie wiem co napisać. Z
jednej strony chciałbym poruszyć kwestię samej lektury i tego jak ją
odebraliśmy, z drugiej, licznych kontrowersji z nią związanych.
Kontrowersji, które, dodajmy, bardziej niektórych zajmują niż sama
książka. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem jednak, że w końcu klub
jest “dyskusyjny” i “książki”, więc więcej uwagi poświęcę właśnie jej, a
tematy okołoksiążkowe tylko zasygnalizuję. Za tym wyborem przemawia
również fakt, że chcąc złapać wszystkie sroki za ogon, wyprodukowałbym
pewnikiem przeraźliwie długaśną “kobyłę”, a tego nie lubię.
A
wszystko zaczęło się od yeti i polowania jakie brytyjska, łowiąca tanie
sensacje, gazetka “Daily Mail” urządziła w latach 50tych na tych,
którzy stwora widzieli. Z redakcją skontaktował się Sławomir Rawicz, a
wysłany, by wysłuchać jego relacji o spotkaniu z Człowiekiem Śniegu,
Ronald Downing, ze zdziwieniem wysłuchał opowieści o karkołomnej i
przeczącej zdrowemu rozsądkowi ucieczce z syberyjskiego łagru,
okruszkiem której był epizod w Himalajach. I tak, od rzemyczka, do
koniczka, Downing jako ghost writer spisuje i redaguje opowieść Rawicza
efektem czego było wydanie “Długiego marszu” w 1956 roku. Książka z
miejsca stała się bestsellerem i pozostała nim do dziś, a do jej
współczesnego renesansu bez wątpienia przyczynił się, obsadzony
gwiazdami, film Petera Weira stworzony na kanwie powieści. W
międzyczasie (2005) ludzie z BBC przeprowadzili dziennikarskie śledztwo,
które wykazało, że bohaterski uciekinier został zwolniony z łagru na
podstawie układu Sikorski - Majski i historię prawdopodobnie wymyślił, a
właściwie “wypożyczył” sobie od innego Polaka, Witolda Glińskiego.
Jednak, jako że zdanie na ten temat możecie wyrobić sobie czytając całe
multum artykułów, które ujrzycie wpisując frazę “długi marsz
kontrowersje” w wujka gugla, tymczasem przejdźmy do walorów książki.
“Długi
marsz” został po wydaniu bestsellerem i nie ma w tym nic dziwnego, bo
kiedy pojawił się na rynku, zachodni czytelnik łykał każdy tekst o tym
co dzieje się za żelazną kurtyną, nie zwracając uwagi na szczegóły i
drżąc od opisów bolszewickiego barbarzyństwa. Dodajmy do tego
kosmopolityczność grupy uciekinierów, w skład której wszedł nawet
Amerykanin oraz sensacyjny styl, a zarazem prosty język, w jakim relacja
została spisana (a i pewnie przez Downinga odpowiednio zredagowana) i
mamy hit co się zowie. I rzeczywiście, książkę czyta się szybko, ale …
No
właśnie, pomijając łatwość przekazu, porównując za to z innymi
książkami “łagrowymi”, uznaliśmy że czegoś w niej brak. Broni się do
momentu ucieczki, a potem staje się zbyt ogólnikowa i co tu dużo mówić,
fantastyczna. Nawet biorąc poprawkę na niemożliwe do ogarnięcia umysłem
możliwości ludzkiego ciała i ducha. Zabrakło nam też opisów emocji,
które takiej eskapadzie niewątpliwie towarzyszyły, a tu zostały
skwitowane lakonicznymi komentarzami.
Jak
zatem “Długi marsz” wypadł w naszych oczach? Średnio. To co stanowiło
jego siłę w latach pierwszego wydania chyba się trochę zdewaluowało. Nie jest
to perła pod względem literackim, a i sama historia w obliczu
niejasności z nią związanych pozostawia czytelnika w niepewności za co
tak właściwie książkę uznać. Literaturę faktu, opartą na faktach czy
tylko luźno jakimiś faktami inspirowaną. Dobrze, że się pojawiła i
ukazała zbrodniczy system oraz pokazała, że tenże totalitarny moloch
można zrobić w wała, ale jeśli chodzi o głębokie wejście w temat tego co
się działo na nieludzkiej ziemi proponowałbym raczej Szałamowa.
Swego czasu byłam mega nakręcona na tę książkę, ale potem... z czasem, moja chęć przeczytania stawała się coraz mniejsza. Zapewne, jak wpadnie ona w moje ręce to bez czytania jej nie wypuszczę, ale... na siłę szukać jej nie będę.
OdpowiedzUsuńCzyli w tym przypadku "tylko prawda jest cioekawa", zgodnie z Mackiewiczem. ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś "Marsz" był na mojej liście planowanych, ale wyleciał po historii z Glińskim (któremu jednak wierzę, fakty przemawiają na jego korzyść). Po tym co się wydało, nie potrafiłbym tej książce uwierzyć. Oczywiście - na co dzień czytam fikcje, ale co innego czytać fikcję, a co innego - fikcję serwowaną jako prawdę. Chętnie natomiast w tym układzie przeczytałbym opowieść Glińskiego. Pozdrowionka.
Niestety cala ta historia jest fejkiem (no może do momentu samej ucieczki.
OdpowiedzUsuńBylam pozytywnie nastawiona, ale po mojej notce usłużni internauci podrzucili mi tyle linków, że moje nastawienie rozwiało się jak dym.
Czyli nie czytać?
OdpowiedzUsuńMożna oczywiście przeczytać; mnie odrzuciła nie tyle fikcyjność historii (bo jest oparta na FAKTYCZNEJ ucieczce Glińskiego), co kryjąca się za nią nieuczciwość Rawicza.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tę książkę, kiedy na ekrany wchodził film Weira. Po jej lekturze miałam mieszane uczucia...
OdpowiedzUsuńCo do Szałamowa - jak to się stało, ze jeszcze nie przeczytałam jego "Opowiadań Kołymskich"?! Muszę to nadrobić.:)
A wiesz...mnie zainteresowałeś:)
OdpowiedzUsuńgrzegorzowa Mnie postała myśl o lekturze w momencie kiedy miał miejsce skandal, ale że nie lubię huczku, postanowiłem poczekać. I tak doczekałem aż do spotkania DKK.
OdpowiedzUsuńBibliomisiek Ano. Ja co prawda nie patrzyłem na książkę przez pryzmat prawdy/nieprawdy, ale po prostu widać grube szwy tej historii. Ona wygląda tak jak powstała. Facet coś przeczytał czy zasłyszał, opowiedział to kolejnemu facetowi, a ten to napisał po swojemu. I wyszła przygodówka zamiast wstrząsającej relacji (nie czepiam się początku).
Iza Być może nie do końca, bo jak w każdej bajce i w tej kryje się ziarno prawdy. Jak to rzeczywiście było już się pewnie nie dowiemy.
Agnes Ależ skąd! Czytać, dzielić się wrażeniami, zachęcać do dyskusji :)
Bibliomisiek A ja chciałem zobaczyć co oni z tym Anglikiem zmajstrowali. I wyszło mi, że historię a la Tomek Wilmowski.
Beata Ostrzegam, że w zimowych warunkach "Opowiadania ..." czyta się jeszcze gorzej. W sensie oddziaływania na psychę.
CwP Ale w sensie, że osobiście czy książką :P
10-go lutego minęła, bez rozgłosu, 72 rocznica pierwszej masowej i przymusowej deportacji rodzin obywateli polskich, ze wschodnich terenów byłego terytorium Polski, na Syberię.
OdpowiedzUsuńWitold Gliński, a także Sybirak1940, znależli się w tej, grupie wysiedleńców.
Różne wersje Glińskiego pobytu na wygnaniu zostały już zanalizowane i opisane na Internecie.
Są też wiarygodne informacje że temat ucieczki Glińskiego będzie wkrótce szczegółowo rozważany, i ukaże się na Internecie.
Sybirak1940.
Sybirak1940 I to jest bardzo dobra wiadomość. Taka rzeczowa i pozbawiona emocji analiza pozwoliłaby chyba troszkę oczyścić atmosferę. Tyle, że podobnie jak Bibliomisiek, przeczytałbym książkową wersję opowieści pana Glińskiego, bo jak znam życie, internetowe rozważania na temat ostatecznej wersji tej historii, przerodzą się w zwykłą pyskówkę.
OdpowiedzUsuńPS. Gdyby pojawiły się jakieś ciekawe głosy w sprawie, poprosiłbym o zamieszczenie w komentarzu linków do artykułów. O ile to nie kłopot oczywiście :)
OdpowiedzUsuńObecne artykuły na Internecie na temat Witolda Glińskiego pobytu na wygnaniu można znaleźc na Blogu Mikaela Strandberg'a w języku angielskim pod linkami:
OdpowiedzUsuńGliniecki:"I have solid evidence Gliński didn't do the Long Walk".
(z kopiami dokumentacji)
Dyson replies Gliniecki i
The Long Walk to Freedom.
Zaś w języku polskim na stronie:
sybirak1940 CZĘŚC 1 a także CZĘŚC 2.
Strony sybirak1940 analizyją różne wersje pobytu Witolda Glińskiego na wygnaniu, i wyciągają wnioski.
Ostrzegam, nie wszystkie komentarze na Blogach Strandberga odnoszą się do Glińskiego, ale mimo tego, do przeczytania jest dosyc sporo.
Jeżeli chodzi o wersję książkową, to takiej nie ma.
Trzeba jeszcze raz zaznaczyc że Witold Gliński nigdy nic sam na ten temat nie napisał, a jedynie opowiadał chętnym o swoim rzekomym pobycie na wygnaniu, i udziale w jego t.zw. ucieczce.
Sybirak1940.
Sybirak1940 Zajrzę w wolnej chwili. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńdobra ksiązka,ale gdybym znał o niej prawde to nawet bym jej nie przeczytał
OdpowiedzUsuń