czwartek, 2 maja 2013

"Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki" Marcel Pagnol

Jeżeli na słowa “książka o Prowansji”, nerwowo się wzdrygacie, a z Waszych ust, jak podmuch mistralu, wydobywa się skowyt: “Nieeeeeee, nie znowu!”, nie lękajcie się. Tak, będzie o bukolicznym życiu na południu Francji. Tak, roztaczać się będą wonie rozmarynu, bazylii i tymianku. Oprócz tego będzie wino i kulinaria (acz w stosunkowo niewielkich ilościach). Całe szczęście nikt nie będzie naprawiał zrujnowanego domu i zachwycał się każdym zerwanym w przydomowym ogródku pomidorem. Żaden też obcokrajowiec nie będzie próbował Wam wytłumaczyć prowansalskiego ducha i wmawiać Wam, że nie ma nic lepszego niż śródziemnomorska kuchnia. We wspomnieniowej powieści Marcela Pagnola będziecie mogli za to zobaczyć jak wyglądało życie młodego chłopca na francuskiej prowincji na początku ubiegłego stulecia, poznać jej mieszkańców i ich charakterystyczne cechy, które z takim pietyzmem odnotowuje, kilkanaście lat przed wydaniem opisywanych książek, Andrzej Bobkowski w swoich "Szkicach piórkiem".
Autor, francuski pisarz, dramaturg i reżyser filmowy, urodził się w 1895 roku w Aubagne niedaleko Marsylii i to właśnie w tamtych okolicach umieszcza akcję “Chwały …” i “Zamku …”, które w większości są zapisem przygód, jakie młody Marcel przeżywa w okresie wakacyjnym, podczas pobytu w wiejskim domku, zakupionym przez jego ojca na spółkę ze szwagrem żony.
Wiem, że seria przymiotników, to wyraz niefachowości warsztatu recenzenta. Jakżeż się cieszę, że nim nie jestem i mogę swobodnie napisać. Świetna. Urocza. Rozbrajająco śmieszna. Wzruszająca. Pełna finezyjnego dowcipu i dziecięcej radości życia. Fantastyczna opowieść o francuskiej rodzinie, w której spory między ojcem autora, nauczycielem i ateistą, a jego wujem, praktykującym katolikiem z żyłką do ewangelizacji, to tylko jeden z licznych powodów do uśmiechu. Innych dostarcza główny bohater i to zarówno samopas jak i w ścisłej współpracy z młodszym bratem. Ale, żeby była jasność, to książka nie tylko do pośmiania się. Jest w niej mnóstwo opisów rodzinnej czułości i miłości. Są opisy okrucieństwa, którym charakteryzują się ciekawe świata i żądne rozrywki maluchy. Jest pięknie pokazany rodzicielski szacunek do dzieci i dziecięcy względem rodziców (ach, to niewymuszone całowanie rąk). I wielki sentyment do czasów dzieciństwa, w których wszystko było tak piekielnie proste.
Być może Pagnol wyidealizował obraz swych cielęcych lat, ale nie mam mu tego zupełnie za złe. Już przy okazji “Żony piekarza” wspomniałem, że chciałbym pomieszkać na pagnolowskiej prowincji i zdanie po ww. lekturze podtrzymuję. Spróbujcie. A nuż rozśmieszy Was próba broni myśliwskiej wykonana z użyciem wychodka, dodajmy, zajętego. Albo rozczuli ojciec Marcela, który był mistrzem sprawiania, że jego synowie czuli się ważni i potrzebni. I szkoda tylko, że tak cholernie życiowe, czyli dołujące zakończenie, pozostawi rysę na tych wspaniałych wspomnieniach. Możecie jednak nie czytać ostatnich akapitów. Polecam!
PS. I znów tak niewiele ilustracji Sempégo :(

13 komentarzy:

  1. W Prowansji już pewnie mają ciepło, nie to, co u nas, ziąb i deszcze. Nic, tylko zazdrościć Marcelowi. No i kotlety smażone na ognisku z rozmarynu rządzą:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy opisie smażenia zawsze leciałem do lodówki. Tak samo jak i przy omletach z pomidorami, które dobre i na zimno :) Zapomniałem jeszcze w tekście wspomnieć, że książkę powinni darować sobie wszyscy czytelnicy o usposobieniu franciszkańskim. Częste opisy polowań, czy to za pomocą strzelb, czy, w przypadku, chłopców sideł i późniejsze zachwyty nad pieczystym z drozdów czy skowronków, mogą być ponad ich siły. Jak też napomknięcie o wkładaniu cykadom słomek w dupki :P

      Usuń
    2. Taa, czytałem jakieś pełne oburzenia głosy, że jak można polecać książkę o polowaniu i wyrywaniu skrzydełek muchom.

      Usuń
    3. Że o rzucaniu kamieniami w kaczki, celem ich ukatrupienia, nie wspomnimy :P

      Usuń
  2. Mam tę książkę na swojej półce. A ponieważ stanowi moją własność osobistą to jeszcze pewnie poczeka, bo niestety pierwszeństwo mają te pożyczone:(
    Ale może w czasie wakacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że wakacyjna pora zda się idealną dla tej lektury :) Wspomnę tylko, że gdybym miał ciągotki do kategoryzacji, to rypnąłbym jej łatę "chłopackiej" :)

      Usuń
  3. Potwierdzam tę niby niefachową, acz słuszną, serię przymiotników względem tej książki, albowiem z przyjemnością i satysfakcją ją czytałam. Chętnie bym i drugą część kiedyś poznała. "Żona..." już za mną. Pagnol znakomity, a tak mało znany, choć dzięki wznowieniu przez Esprit troszkę jest popularniejszy.
    Do grona miłośników książek o Prowansji nie należę, oczywiście wyjątek- Pagnol. Czytałam kiedyś "Rok w Prowansji" Petera Meyle i bardzo mnie to jakoś irytowało. Za to sympatyczna była "Osteria w Chianti" Castagnego, bo tam nie obcokrajowiec piał z zachwytu, ale tubylec swą opowieść snuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wielką ochotę sprawdzić czy jako filmowiec był równie dobry jak literat. A z nieprowansalskich, ale, jakoś tak podskórnie czuję, podobnych klimatycznie rzeczy, chciałbym poczytać Jamesa Herriota :)

      Usuń
  4. Trudno mi powiedzieć, czy jestem wielbicielką książek o Prowansji, bo nie przypominam sobie, aby takowe kiedyś czytała. Próbowałam Rok w Prowansji, ale po kilku stronach odłożyłam i jakoś tak zostało. Wyobrażam sobie natomiast, że są to książki pisane według schematu - mieszczuch osiedla się na prowincji, buduje domek i mimo pewnych trudności żyje w szczęśliwości. Czytałam natomiast polecaną przez wiele osób Żonę piekarza (pamiętam, jak w blogowej zabawie i dniu z książkami- wielu dzień zaczynało z Żoną piekarza) i bardzo mi ta lektura przypadła do gustu. Od jakiegoś czasu poszukuję jej w bibliotece opisywanej książki, bo jakoś poskąpiłam na zakup. Ale przy kolejnej pozytywnej recenzji-nierecenzji (witaj w gronie nie-recenzentów) chyba kupię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po kilku książkach omijam wszelkie Georgie, Langwedocje i inne ładne świata strony, w których ktoś znalazł szczęście i koniecznie chce się tym podzielić ze światem. I pal licho jeśli robi to z polotem, ale na fali zainteresowania tematem powstało bardzo dużo miałkich "średniaków". Ale Pagnol fajny :D

      Usuń
  5. Tytuł mnie zaintrygował, recenzja tylko dopełniła dzieła, książka wydaje mi się godna uwagi, zapisuję ją w moim tajnym zeszycie:)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak znam tajne zeszyty, to jest tak zapchany, że Pagnol wychynie z niego w najmniej spodziewanym momencie. Ale grunt, że dostał od Ciebie szansę :)

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."