poniedziałek, 2 września 2013

"Zimowy monarcha" Bernard Cornwell

Że Bernard Cornwell zachwyca swoją trylogią arturiańską, to rzecz powszechnie wiadoma. Wystarczy wejść na pierwszy lepszy portal dla książkolubów, a ujrzycie tyle gwiazdek, że nawet zebrani do kupy przeciwnicy Muhammada Allego, w życiu tylu nie widzieli. Dziesięć na dziesięć, pięć na pięć! Nieważny system, ważne że 90% ocen to maks lub prawie maks. I w tym momencie wkraczam ja i mówię: co za nuda! 
O Arturze kto czytaty słyszał na pewno. Okrągły stół, zwiewna Ginewra, niesamowity Merlin, chutliwy Lancelot, ostry Ekskalibur i całe mnóstwo innych osób, miejsc, przedmiotów oraz przymiotników z nimi związanych. Mnóstwo jest również literackich wariacji na temat legendy arturiańskiej (ot, "Mgły Avalonu" Marion Zimmer Bradley, choćby), mnóstwo popkulturalnych produkcji wykorzystujących w jakimś stopniu rekwizyty z nią związane (pora na powtórkę "Monty Python i Święty Graal") i mnóstwo ludzi, którzy tę nośną historię sprzed lat, będą próbowali opowiedzieć po swojemu.
Jednym z nich jest pan Cornwell, który oddając głos Derflowi, jednemu z ludzi Artura, snuje jego ustami historię osadzoną w Brytanii pięć wieków po Chrystusie. Snuje, na co pragnę zwrócić szczególną uwagę, to wielce adekwatne słowo dla sposobu narracji, jaki prowadzi ten były włócznik, a w chwili gdy go poznajemy, stary zakonnik, który na prośbę głodnej rycerskich historii królowej Igraine, spisuje dzieje Artura. Tom pierwszy rozpoczyna się narodzinami Mordreda, jedynego dziedzica Uthera Pendragona i ukazuje chaos jaki zapanował po śmierci tego ostatniego. Wezwany na pomoc zagrożonemu wojnami domowymi i najazdami Saksonów, królestwu Dumnonii, Artur, wprowadza mnóstwo zamieszania, a jego działania poskutkują: krwawymi bitwami, płomiennymi romansami, dworskimi intrygami i innymi takimi tam, które znacie z tego typu książek.
Nie wiem czy taki był zamysł autora, faktem jest że Derfel lepiej włada mieczem i włócznią niż piórem. Dłużyły mi się jego opisy, nawet jeśli nie chodziło o dzięcieliny czy tam inne świerzopy, ale również o sceny batalistyczne. Wkurzało ciągłe powtarzanie już raz podanych faktów, bo czułem się jakbym był słabym uczniem, któremu za wszelką cenę chce się wbić coś do głowy. Drażniło podkreślanie zabobonności wyspiarzy, bo przez to jawią mi się teraz Brytowie jako lud bez przerwy, na wszystko i wszystkich plujący celem odczynienia uroku. Odnoszę wręcz wrażenie, że gdyby usunąć z tekstu czasownik "splunąć" w różnych formach, książka byłaby o 30 stron cieńsza. Gdyby zaś pozbyć się "muru tarcz", to i o 60. Jedyną pociechą było obcowanie z wielce inteligentnym, cynicznym i mocno ironicznym Merlinem, ale raz, że było ono bardzo sporadyczne, dwa, w pewnym momencie Merlin jako deus ex machina, ratujący bohaterów z każdej bez mała opresji, przestał być interesujący.
Przyznam szczerze, że gdyby nie chęć znalezienia tego czegoś, co porwało spore grono innych czytelników, książka zaistniałaby tutaj z tagiem [Nieprzeczytane]. Minąłem jednak pierwszą setkę stron i wzbudzając niepokój Kitka ("Nigdy nie widziałam, żebyś się tak męczył z książką.") oraz walcząc z, od dawien dawna nienachodzącą mnie podczas lektury, sennością, toczyłem wieczorami nierówne potyczki z książką, wykazując się bohaterstwem niemniejszym niż Derfel na polach Brytanii. Niestety nie dane mi będzie dalej mu towarzyszyć, bo mimo że dopuszczam myśl o tym, że tom pierwszy to dopiero aperitif i rozgrzewka, to jednak nie dam rady daniu głównemu i pożyczone przezornie dwa pozostałe tomy grzecznie wrócą do biblioteki. I chyba rzeczywiście rację ma momarta, która jej podobanie się trylogii Cornwella przypisuje faktowi czytania go "(...) dawno temu, kiedy nikomu jeszcze o Martinie się nie śniło". Ja niestety czytałem później.

15 komentarzy:

  1. Faktycznie jesteś odosobniony w tym niezachwycie, na szczęście mam jakiś środkowy tom którejś z licznych trylogii, więc nie czuję się zmuszony do osobistego sprawdzania:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkiś mi uczynił zawód w sercu mojem, albowiem miałem nadzieję, że będzie mi dane poznać Twoje zdanie na temat :)

      Usuń
    2. Skoro nawet wszystkie peany mnie nie zachęciły, to myślisz, że uczyni to krytyka? No dobra, mam takie coś o jakimś żołnierzu, niegrube, to kiedyś popróbuję.

      Usuń
    3. Ale to chodzi o to, żeby grube. Bo cienkie może być zjadliwe. A najlepiej to samo, ale oczywiście nie namawiam, no bo jak :D

      Usuń
    4. Nie będę się zabijał, żeby zdobyć dwa pierwsze tomy Wojen wikingów, za to z cyklu o Sharpie mam jakiś tom z brzegu, więc mogę zaryzykować.

      Usuń
  2. Gong! Przedostatnim zdaniem położyłeś mnie na deski. Nie widzę tylko, ile gwiazdek widziałam wtedy, kiedy czytałam Cornwella...
    (Ależ Ty dzisiaj niepokojąco płodny jesteś!:P)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniec wakacji, więc koniec opindalania :D A przedostatnie zdanie jest bardzo trafne i jak sama wiesz, też mnie ta myśl pod koniec lektury naszła. Niedobry Martin!

      Usuń
  3. A ja czytałam i się nie wynudziłam. Może i nie dałabym 10/10 (zresztą ja w ogóle nie korzystam z takich systemów, więc nieprzyzwyczajona jestem do oceniania), ale myślę, że "Zimowy monarcha" jest w porządku.
    Skoro już przywołujesz Martina, dodam: owszem, jego książki są lepsze, bo udało mu się nakreślić kilka świetnych portretów kobiecych (m.in. moje ulubienice: Catelyn, Cersei czy Asha). U Cornwella brakowało mi trochę takich kobiet i fragmentów napisanych z ich perspektywy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w porządku, ale literosukcja i dobra redakcja byłyby nie od rzeczy. Owszem były fragmenty przy których magicznie ubywało mi, nie wiem kiedy, kilkanaście stron, ale trafiały się rzadko. Postacie też są grubo szyte pod potrzeby fabuły. Pierwszy z brzegu, Derfel, z nikogo, staje się niepostrzeżenie (i bardzo szybko) wojownikiem, któremu dziś brakłoby bluzy mundurowej na baretki. A to wszystko dlatego, że na gwałt trzeba go było zrobić na tyle kimś, żeby mógł spiknąć się z Arturem. Nie kupuję tego :)
      PS. Żeby nie było że tylko narzekam, pomysł na wariację arturiańską w wersji mrocznej i krwawej, a nie dworskiej i romansowej jak u Chretiena de Troyes jest bardzo fajny.

      Usuń
    2. Nie tylko mnie zresztą drażnił Derfel ze swym stopniowaniem napięcia i wolnym rozkręcaniem akcji :)
      "(...) - Czy Merlin odnalazł kocioł? - zapytała, zmieniając temat.
      - Dojdziemy do tego we właściwym czasie - odparłem.
      Igraine wzniosła do góry ręce.
      - Doprowadzasz mnie do szału, Derfel. Każda inna królowa zażądałaby twojej
      głowy."

      Całe szczęście nie jestem ciekawską królową i w moim przypadku wystarczyło odłożenie książek na półkę :P

      Usuń
  4. No, Panie, lokowanie produktu przyniosło spodziewane rezultaty, Bazyl powrócił w świetnej formie!

    Ja właściwie czytam i oglądam wszystko, co jest oparte na legendach arturiańskich - takie zboczenie z dzieciństwa, co to się trochę przerodziło w zawodowe ;) więc pewnie i po tę trylogię sięgnę. Tylko sięgam i sięgam i sięgnąć nie mogę. I choć wiele zachwytów przeczytałam (bo, kurka, jesteś tu w swoim niezachwycie odosobniony), to sam autor temu winien. Czytałam "Pieśń łuków Azincourt" i zupełnie to do mnie nie trafiło, jakoś tak właśnie się dłużyło. Pewnie bym w ogóle nie skończyła, ale to była jedyna książka jaką przy sobie miałam podczas długaśnej podróży pociągiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W "Zimowym ..." jest poruszone parę fajnych zagadnień. Obraz druidyzmu i jego zmagań z, wciąż będącym w powijakach, chrześcijaństwem. Pojawiające się gdzieniegdzie opisy zwyczajów np. zaręczynowych. Ot, takie etnologiczne ciekawostki (mam nadzieję, że autor się przygotował i nie zmyślał), będące właśnie w kręgu moich zainteresowań. Ale oprócz tego jest też zbędne lanie wody i to chyba je należy winić za nasenne działanie książki :P

      Usuń
    2. Ha, zajrzałam do siebie i faktycznie, deklarowałaś zainteresowanie :)

      A mnie ten monarcha się podobał, ale:
      a) czytałam przed Martinem
      b) czytałam po "Mgłach Avalonu" i bawiło mnie odkrywanie różnic

      Poza tym krew była krwią, bitwa bitwą i tak dalej.

      Usuń
    3. Przez chwilę bałem się, że zmieniłem płeć, ale zajrzałem w komentarze u Ciebie i się wyjaśniło :D I uwierz albo nie, nie ściągałem pisząc, a takie wrażenie odniosłem porównując nasze teksty :P

      Usuń
    4. No przecież to wiem. No i ja jednak przeczytałam całość, a w miarę czytania autor mnie do siebie przekonał.

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."