środa, 23 października 2013

"Handlarze czasem" Tomasz Jachimek

Przyznaję bez bicia, moja wiedza na temat Tomasza Jachimka do niedawna sprowadzała się do tego, że wiedziałem jakim para się rzemiosłem. I że nie jest to literatura. Toteż z pewnym zaskoczeniem przyjąłem do wiadomości fakt, że polski kabareciarz jest autorem książki pod dość intrygującym tytułem "Handlarze czasem". Pozycji, która w przystępny sposób objaśnia człowieka co by było, gdyby czas przestał być dobrem deficytowym, a stał się zwykłym towarem jak np., przepraszam, jaja. I gdyby ci, którzy wolnego czasu mają furę, czyli dajmy na to pan Stefan spod budki z piwem, mogli go w prosty sposób opychać zaganianym żukom gnojownikom, które to żuki (w tym i szeryf tego bloga), tak się zakałapućkały w toczeniu swojej kulki zwanej dalej życiem, że na nic tej skalarnej wielkości fizycznej im nie starcza. A wszystko to przez wuja Franciszka.

No właśnie, wuj! Cóż to za ekstraordynaryjna postać. Inwalida, mistrz ciętej riposty (i cóż z tego, że jednej), kreator domowych rozrywek, katalizator wiekopomnych kłótni, a przy okazji wynalazca. Człowiek, podczas rozmowy z którym nawet jego święty imiennik rzuciłby z pewnością grubszym słowem. Wuj, którego nie całować, a odstrzelić zdałoby się z dubeltówki, tak jest wkurzającym, wręcz klinicznym, przypadkiem umbilicus mundi. Świetny! Po prostu świetny! Wobec wuja blakną pozostałe postacie, a rękawicę bycia bohaterem wyrazistym podejmuje jedynie babcia Wiktoria, wymiataczka w domino, z tegoż powodu zwana w okolicy Dominatorką.

Oprócz ciekawych postaci "Handlarze czasem" oferują całkiem niezłą rozrywkę, ba, zmuszają nawet do chwili namysłu na temat własnego podejścia do czasu. Nie przeczę, że sam z chęcią sprzedałbym godziny pracy, a dokupił z tydzień długiego weekendu z ładną pogodą. Ale jak się łacno podczas lektury idzie przekonać, nie ma nic za darmo, a z czasem nie ma żartów. Nawet jeśli całą operację można przeprowadzić w drewnianej skrzyni zbitek z kilku desek.

Zabawna, pełna grepsów (jak ten o pani, która włosy miała tak utlenione, że mogła oddychać pod wodą), ale mam jedno zastrzeżenie. Jeśli rozpisuje się opowieść na kilka głosów, to muszą się one od siebie różnić. Tymczasem specyficzna fraza pana Tomasza udziela się niestety wszystkim opisywanym postaciom. Ba, nawet artykuł na temat głównego sprawcy zamieszania, mimo że rozpoczęty inną stylistyką, w pewnym momencie znów wraca do "jachimkowania". Jeśli jednak przymkniemy na ten mankament oko, to dostaniemy ciekawy pomysł opisany z prawdziwie kabaretowym biglem. I obśmiejemy się, może nie jak norki, ale, powiedzmy, szynszyle.

PS. Jak widać po okładce, o warstwę graficzną zadbał Henryk Sawka. Niestety, miłośnicy twórczości rysownika muszą się oswoić z myślą, że grafik jest tylko kilka.

12 komentarzy:

  1. O, wesoła książka, cóż to za rzadkość:) W każdym razie jestem drugi do zakupu paru wiaderek wolnego czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim kolejka się ruszy, wystąpię z pewnym pomysłem (również dla siebie samej): przestać klikać tu i ówdzie, a od razu robota ruszy z kopyta:P Nie wspomnę już o wolnych wieczorach...
      A pana Jachimka, mimo że lubię, to jakoś nie bardzo widzę w roli autora książki. Ani chybi uprzedzenia jakie:(

      Usuń
    2. Święte słowa Pani Dobrodziejki, nigdy robota tak dobrze nie szła, jak podczas tygodniowej awarii netu :D

      Usuń
    3. @ZwL Taka wesoła to ona do końca nie jest, bo pod płaszczykiem tych wszystkich śmichów chichów punktuje autor te nieprzyjemne ludzkie cechy, które zawsze ujawniają się w sytuacjach, gdy jeden może stracić a drugi zyskać. Gogolizm tylko ubrany w błazeńskie szatki. :)
      A czasem wuj handlował normalnie, na godziny, nie na wiaderka :P
      @momarta A ja lubię marnować czas. Fakt, że potem na to marnowanie psioczę, ale tak już jestem skonstruowany. Moim sposobem na rozciągnięcie czasu było wstawanie z kurami, ale ta szaruga za oknem skutecznie ukróciła te niecne praktyki :P A pana Tomasza pooglądałem na YT i stwierdzam, że wcale łebski facet :D A już "Temat tabu" - rewelacja!

      Usuń
    4. A czy ja mówię, że nie lubię marnować czasu? Lubię, czasem nawet pasjami:) Tyle, że chcieć i lubić, a móc, to dwie zupełne różne kwestie, niestety. Pana Jachimka znam tylko z czasów, kiedy zdarzało mi się oglądać "Szkło kontaktowe" (kilka lat temu), ale określenie "łebski facet" wydaje się być całkiem na miejscu!

      Usuń
    5. Jak już jakiś wuj Franciszek wynajdzie tę piekielną machinę, to sobie kupię parę godzinek i pooglądam na YT sceniczne dokonania pana Tomasza. Na razie jestem z czasem w ... czarnej otchłani :P

      Usuń
  2. Ja polecam audiobooka :) Książkę czyta sam autor... Robi się wprawdzie jeszcze bardziej jachimkowa, ale nikt nie zinterpretuje jej lepiej niż sam twórca i to jeszcze w charakterystycznym kabaretowym stylu. Płakałam ze śmiechu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę się na audio książkach skupić. I choć wydaje mi się, że nawet słuchany jednym uchem audiobook przyswaja mi się bardzo dobrze, ba, może nawet lepiej niż książka czytana (jakże dużo mi zostało w pamięci ze odtwarzanego od przypadku do przypadku "Pałacu północy" Zafona), to jednak po nie nie sięgam. Co do nagrywania książki przez twórcę, to jak czytałem zdania są podzielone. Pan Tomasz ma specyficzną wymowę i zastanawiam się jak to wpłynęło na nagranie. Niektórzy pewnie mogliby sarkać, ale że ja pozostanę przy literkach, to się w temacie nie wypowiem :)

      Usuń
  3. Szkoda, że tej recenzji nie było, powiedzmy, tak z rok temu, bo wtedy mi się WSZĘDZIE ta książka rzucała w oczy, a jak tak jakoś nie mogłam się do niej przekonać. Od tego czytania blogów wszelakich mam teraz taki mechanizm "pisał ktoś o tym", jak nie, to nie czytam. Smutne, żałosne, intuicjo - wróć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam czytam wedle ochoty. Wyjątek robię dla DKK :-)

      Usuń
  4. Mimo posiadania wielkiej ilości czasu, nie mniej niż Stefan spod budki, to chętnie dokupiłabym jeszcze. Pewnie powinnam poczytać pana Tomasza, by rozpatrzeć opcję mniejszego trwonienia czasu, np na siedzenie w wirtualnej przestrzeni, tasiemcowe rozmowy telefonicznie i zastanawianie się: co by tu zrobić, żeby nic nie robi. Jachimek w wersji audio leży od dłuższego czasu na mojej półce, ale że to Jachimek w wykonaniu Jachimka, to jakoś nie mam ochoty. Może więc pójdę na skróty i kupię ebooka, pod warunkiem że cena spadnie do 9,90

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, u mnie z czasem jest jak z tabletkami na chciwość. A audiobooka, jak donosi wyżej Isabelle, nie trzeba się lękać. Skoro jest, to po co wydawać ekstra 9,90? :D

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."